Powiat bełchatowski, woj. łódzkie



Najnowsze wpisy na forach lokalnych:


Rawicz » Re: Gdzie mozna zrobic klocka w Rawiczu
Twojej mamie na klatę

Rawicz » Gdzie mozna zrobic klocka w Rawiczu
Pytanie jak w temacie?

Drużbice » Re: Nowy szef propagandy
Tenże wybraniec pełni obowiązki i z tegoż powodu konkurs to się chyba nie odbywał. Budowlaniec - piroman, bo tak można tego pana nazwać ponoć szykuje się na stanowisko dyrektora szkoły. I ponoć p.o. jest przejściowe. Kwalifikacje kwalifikacjami, tych mało, małe doświadczenie, a w zasadzie żadne, praktyczna nauka zawodu hmmmm, ale czy zastanowił się, w jaki sposób chce współpracować z nauczycielami, z którymi wcześniej się kłócił. A poza tym, nie oszukujmy się, braki w ogładzie, brak znajomości poprawnej polszczyzny, gdzie podstawowym wymogiem , jeśli chodzi o nauczycieli jest dawanie przykładu młodym ludziom w postaci używania poprawnej polszczyzny. A jaki tu przykład - błędy ortograficzne i językowe w reklamie jego działalności. Bezmyślność to także cecha tego pana odpalenie fajerwerków w wejściu do urzędu gminy - zostało to opisane w internecie. Wstyd i nic więcej i taka osoba ma zostać dyrektorem szkoły z tradycjami, szkoły, z którą nic go nie łączy, oprócz uczęszczających tam jego dzieci, szkoły, na temat której mówił, iż „wreszcie zrobi z nią porządek” , po prostu żenada. Poza tym tego pana cechuje nieumiejętność panowania nad sobą, nad emocjami, a to nie są cechy dyrektora. No cóż, nie ma to jak brak honoru!

Drużbice » Nowy szef propagandy
W Urzędzie Gminy Drużbice dyrektorem Biblioteki został budowlaniec od płytek Pan Radek. Czy ktoś wie kiedy i jak odbył się konkurs bo tego brak jest w BIP urzędu , jakie kwalifikacje ma ten wybraniec

Drużbice » Wybory uzupełniające w Suchcicach
Witam Wszystkich. Zapraszam na spotkanie przedwyborcze w dniu 06.02.2019 do świetlicy w Suchcicach. Szczególnie serdecznie zapraszam drugiego z kandydatów na radanego. Będzie okazja bliżej poznać kandydatów, oraz zadawać pytania w każdej płaszczyźnie. Wybory uzupełniajace wyznaczono na 10.02.2019. Ps. Zrywanie ulotek to wyraz obawy, leku. Mam nadzieję, że robi to jakiś mój "cichy wielbiciel" , a nie kontrkandydat.... Włodzimierz Kudaj

Zelów » Re: Gazy korozyjne
Hej, ja chce spytać o inną firmę: znacie ITGAS? jakie opinie?

Zelów » Re: Gazy korozyjne
Hej, czy ktoś z was poleca firmę tech-gas.pl? Może mi ktoś coś doradzić?

Drużbice » Re: Sala weselna
O tak, miałam tam właśnie wesele, było super Świetna impreza, wszyscy tańczyli, grał DJ Lama. Niezapomniane wspomnienia

Zelów » Gazy korozyjne
Skąd gazy korozyjne? Chodzi oczywiście o te najczystsze, które można wykorzystywać w laboratoriach. Czy [LINK] mają wartą uwagi ofertę?

Bełchatów » Gazy do laserów
Poszukuję gazów do laserów, które można wykorzystać w przemyśle obróbki laserowej. Myślę nad [LINK], ale nie miałem styczności z ich usługami...może wy coś wiecie na ich temat?

Bełchatów » Dla dzieci
Cześć. Polecacie jakieś sklepy z ubrankami czy dodatkami dla dzieci? Tzn. chodzi mi np o skarpetki. Znalazłam [LINK], jak myślicie, warto coś u nich kupić?

Szczerców » Re: Hotel łódzkie?
Ja spokojnie mogę polecić Hotel Diament w Zgierzu. Dużo znajomych poleca to miejsce. Jest czysto, tanio i sympatycznie. [LINK]

Bełchatów » Re: Lokal weselny
Byliśmy w Zajeździe u Przemka w Zgierzu na weselu znajomych. Cudowna i nie zapomniana impreza.

Bełchatów » Re: Hotel łódzkie
Byliśmy w Zajeździe u Przemka na weselu i nocowaliśmy w Hotelu Diamet. Bardzo sympatycznie i czysto.

Szczerców » Hotel łódzkie?
Witam. Poszukuje dobrego i sprawdzonego hotelu w województwie łódzkim. Dobrze, żeby znajdował się blisko miasta.

Bełchatów » Re: Fotograf&kamerzysta na wesele
Zdecydowanie powinniśmy patrzeć pierwsze na portfolio. Jeżeli chodzi o cenę to tutaj akurat bym nie oszczędzała bo jest to pamiątka na całe życie a dobrzy kamerzyści dobrze się cenią to jest prosta zasada Póki co będąc już na wielu weselach najbardziej przypadła mi do gustu ekipa Videomirków. Na weselu cały czas na nogach a co najważniejsze robią taki montaż filmu że szczęki opadają Tutaj przykładowe ich wstawki, z któych słyną [LINK] Aż chce się iść na wesele;p

Bełchatów » Fotograf&kamerzysta na wesele
Jakimi kryteriami kierowaliście się przy wyborze fotografa i kamerzysty ja wesele? Co prawda do wesela jeszcze dwa lata ale już chcę wszystko planować z narzeczoną Ewentualnie kogo polecacie z naszych okolic?

Bełchatów » Re: Hotel łódzkie
Nocowałam tam jak byłam w delegacji. Hotel czysty. Miła obsługa. Dobre śniadanie. Dla mnie dużym plusem jest lokalizacja.

Drużbice » Re: Sala weselna
Ja polecam salę Kryształową w Zgierzu [LINK] rewelacyjne miejsce na wesele - dekoracja pierwsza klasa, obsługa przemiła no i to jedzenie

Drużbice » Re: Sala weselna
Brethil

Drużbice » Sala weselna
Szukam sali weselnej w łódzkim

Bełchatów » Re: Hotel łódzkie
Zgadzam się, byłam parę razy w tym hotelu i naprawdę miło spędziłam tam czas, przede wszystkim jest to bardzo zadane miejsce, zresztą zobacz opinię [LINK]

Bełchatów » Re: Hotel łódzkie
Hotel diament zajazd u przemka w zgierzu

Bełchatów » Re: Lokal weselny
Dobry link do ich facebooka [LINK] pozdrawiam

Bełchatów » Re: Lokal weselny
Polecam salę Kryształową w Zgierzu [LINK] ... 8811458082 Byłam tam ostatnio na weselu i była to jedna z najlepszych imprez na których byłam .Wszystko dopięte na ostatni guzik, a obsługa pełen profesjonalizm! Planuję zrobić tam chrzciny

Bełchatów » Hotel łódzkie
Szukam sprawdzonego hotelu, który jest godny polecenia, pytam was, bo to ma być hotel dla gości weselnych i potrzebuje opinii

Bełchatów » Re: Lokal weselny
Laura jest ok

Bełchatów » Lokal weselny
Szukam lokalu weselnego w okolicach, co polecacie?

Bełchatów » Re: Jak urzadzić kuchnię
Kuchnia jest ważnym elementem każdego mieszkania. To właśnie tam spędza się większość czasu. Wspólnie ze znajomymi przygotowujemy posiłki, rozmawiamy, spędzamy wolny czas z bliskimi. Kuchnia może być mała bądź przestronna. Niezależnie od tego należy odczuwać w niej komfort, a także musi być praktyczna. Nasi specjaliści spełnią Twoje oczekiwania. Dostosujemy kuchnie do Twoich potrzeb. Tworzymy unikalne projekty, montujemy szafki. Nasze meble są bardzo wytrzymałe, dajemy na nie również 5-letnią gwarancję. Chcesz się wyróżniać? Stworzymy dla Ciebie meble, które będą wyróżniać się spośród innych, dzięki wykorzystywanej przez nas innowacyjnej technice. Nasze salony są w wielu miastach w całej Polsce. Wejdź na naszą stroną i sprawdź naszą ofertę zapraszamy WFM KUCHNIE [LINK]

Bełchatów » Jak urzadzić kuchnię
Co mi doradzicie z wystrojem kuchni? chciałabym coś w niej zmienić, odświeżyć ją nowymi rzeczami. Macie jakieś inspiracje?

Bełchatów » Re: Ozdoby świąteczne
Ja w polomarkecie już widziałam. i chyba nawet taką gazetkę mają promocyjną z tymi ozdobami to możesz sobie pooglądac

Bełchatów » Ozdoby świąteczne
Gdzie można dostać już ozdoby świąteczne? wiecie coś może?

Zelów » Re: Markety
Po prostu lubie tam chodzic – mila obsluga, dużo towaru – jest w czym przebierac

Zelów » Re: Markety
Dlaczego akurat nasz Polo Market?

Zelów » Re: Markety
Ja najbardziej nasze pobliskie Polo

Zelów » Markety
Jakie markety lubicie?

Bełchatów » Szansa na staże lub dofinasowanie na założenie działalności gospodarczej
Od jakiegoś czasu trwa rekrutacja do projektu „Zadbaj o Swoją Przyszłość II edycja". Projekt skierowany jest do 50 osób zamieszkujących woj. łódzkie, które zostały zwolnione z przyczyn dotyczących zakładu pracy lub które są przewidziane do zwolnienia przez pracodawców przechodzących procesy restrukturyzacyjne. W ramach projektu uczestnicy mogą skorzystać z jednej, wybranej ścieżki A lub B, dzięki czemu odbędą staże zawodowe lub otrzymają wsparcie finansowe na założenie własnej działalności gospodarczej. Aby dowiedzieć się więcej o projekcie zajrzyjcie na stronę: [LINK]

Kleszczów » Re: Dylematy
Polska, ale jaka? Szli krzycząc Polska, Polska (…) Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka. Spojrzał na te krzyczące i zapytał; ,Jaka?” – Juliusz Słowacki. No właśnie. Jaka jest ta nasza Polska? Jaka ona jest ćwierć wieku po ostatecznym upadku socjalistycznego projektu PRL-u, wdrażanego pod przymusem przez ponad 40 lat, od nastania porządku jałtańskiego, będącego odzwierciedleniem układu sił, po zakończeniu II wojny światowej? Czy istnieje jakiś ujednolicony model narodu i państwa, który nadawałby się do zaakceptowania, przez zdecydowaną większość obywateli naszego kraju. Czy istnieje jakiś ogólny zestaw wartości, pod sztandarem których udałoby się zgromadzić siły gotowe, do budowy wspólnego dla wszystkich, w miarę sprawiedliwego i sprawnego systemu społecznego? Wydaje się, że na żadne z tych zasadniczych pytań nie ma dobrej odpowiedzi, a jeśli tak jest, to czy ich zadawanie ma w ogóle jakiś sens ? Chyba tak, choćby tylko po to żeby, uświadomić sobie jak bardzo pokręcone są więzi międzyludzkie w miejscu na ziemi, gdzie jest siedlisko, w którym toczy się nasze życie. W ciągu tego ćwierćwiecza, ogłoszonego przez aktualną władzę najświetniejszym okresem w naszej historii gruntownemu wywróceniu uległy stosunki własnościowe. Wierzchołek trójkąta, ilustrującego piramidę dochodów wznosi się szybciej i wyżej niż słynna, 163 metrowa Wieża Dubaju. Sukcesywnie do tego wzrostu kurczy się podstawa tego trójkąta, na którą składają się wynagrodzenia najniżej zarabiających warstw ludności, w tym robotników, którzy ze swą szkodą byli ongiś zaczynem zmian, które doprowadziły do obalenia realnego socjalizmu. W rezultacie restauracji kapitalizmu 20 % ludności zgarnia dziś 80 % dochodu narodowego, a 80 % społeczeństwa musi zadowolić się 20 procentami tego przysłowiowego, wspólnego bochenka chleba. Dzieje się rak mimo wiedzy, że rosnące nierówności społeczne, po przejściowym okresie, kiedy chciwość napędza gospodarczy progres, stają się hamulcem rozwoju i przyczyną, coraz częstszych i głębszych kryzysów, gnębiących globalną gospodarkę. Nie trudno zauważyć, że kurcząca się podstawa społecznej budowli, przy dynamicznym wzroście uprzywilejowanego wierzchołka musi czasem doprowadzić do zachwiania, a potem to ruiny tej wadliwej konstrukcji współczesnego, wybujałego liberalizmu. Co wtedy? Ano, gdy okręt tonie jednakowe niebezpieczeństwo grozi podróżującym gdzieś blisko zęz pariasom, jak i pasażerom luksusowych kajut I klasy. Póki co, jednak gra orkiestra i zabawa trwa. Niepomni zagrożeń uczestnicy tego spektaklu nie tylko używają życia za pożyczone pieniądze, ale z zawziętością godną lepszej sprawy walczą o miejsce w pierwszych rzędach, na samym topie społecznego wierzchołka. Podzieleni na dwa nieprzyjazne obozy polityczne, prawdziwe swoje intencje, najczęściej z niskich pobudek płynące, skrzętnie ukrywają pod płaszczem hipokryzji i obłudy. Obie rywalizujące do utraty tchu formacje wywodzą się z prawicowego nurtu politycznego. Łączy je fundamentalna zasada świętej własności prywatnej, akceptacja dla nierówności społecznej i zgoda na wyzysk człowieka przez człowieka. Jednym słowem są to formacje bliźniacze, krew z krwi kość z kości. Zrodzone z tej samej bazy różnią się jednak zasadniczo nadbudową, czyli zewnętrznym wystrojem. Liberałowie uchodzący w oczach konserwatystów za ukryty pomiot diabelski głoszą, że wolność jest największą wartością, co samo w sobie jest już bluźnierstwem, bo według konserwatystów największą wartością jest wiara w Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata i kult Matki Bożej. Ideał wolności zaś daje człowiekowi prawo wyboru pomiędzy wiarą w Boga, a kwestionowaniem jego istnienia, obarczony jest więc dla jego wyznawców skazą bezbożności. Skoro tak to wszystkie elementy liberalnej konstrukcji światopoglądowej takie jak: tolerancja dla ateizmu i innych wyznań, prawa człowieka, poprawność Polityczna, poszanowanie praw mniejszości, a w tym mniejszości seksualnych są zdecydowanie odrzucane i zwalczane przez duchownych i świeckich strażników jedynie słusznej, katolickiej doktryny. Tam gdzie nie ma zaś powiewu tolerancji ostaje się tylko nieustanna, twarda konfrontacja. Siłą nośną, wspierającą ideologię liberalizmu jest wybujały konsumpcjonizm, który za sprawą globalizacji gospodarki, przy niebywałej rewolucji informatycznej przybrał postać quasi religijną. Nigdy dotąd żadne świątynie nie ściągały pod swoje dachy takich tłumów jak dziś galerie handlowe i hipermarkety. Bożek chciwości święci prawdziwe triumfy. W pogoni za uciechami tego świata ludzie masowo porzucają Boga. Bywało już tak za biblijnych czasów. Znudzeni oczekiwaniem na Mojżesza, rozmawiającego z Bogiem na Górze Synaj Żydzi odlali sobie złotego cielca, żeby tańczyć wesoło na jego cześć. Dziś wielkie i małe sklepy wyrastające jak grzyby po deszczu, mamią i kuszą ekscytująca orgią zakupów. Efektem tych zmian są pustoszejące kościoły. Biskupi biją na alarm wołając, że Szatan coraz mocniej atakuje Kościół i nie brakuje ludzi, którzy wyznają kulturę gender i chcą utopić Polskę w tym co najgorsze, czyli w Unii Europejskiej. Nie przeszkadza to jednak hierarchom brać pieniądze od bezbożników z Brukseli i od atakowanego bezpardonowo w świątyniach rządu polskiego. Liberałowie nie bez racji głoszą, że wolna myśl ludzka jest nośnikiem postępu cywilizacyjnego i źródłem dobrobytu, z którego korzystają również ich przeciwnicy, preferujący przywiązanie do tak zwanych tradycyjnych wartości i głoszący nadrzędność prawa naturalnego nad stanowionym. Zbyt łatwo jednak zapominają, że system społeczno-gospodarczy jaki stworzyli oparty jest na grzesznym fundamencie z ludzkiej chciwości, a najskuteczniejszymi środkami do osiągnięcia życiowego sukcesu są: korupcja, manipulacja, spekulacja, wyłudzenie i oszustwo. Bardziej sprawiedliwy podział owoców wspólnej pracy usiłują zastąpić demonizowaniem wzrostu dochodu narodowego, a ten i tak zostaje w swej lwiej części przejęty przez bogaczy, którzy tak naprawdę wcale tego nie potrzebują. Solidaryzm międzyludzki usiłuje się zastąpić poniżającą jałmużną dla wykluczonych. Walka o dominację na politycznej scenie, pomiędzy elitami okopanymi w dwóch wrogich wobec siebie obozach, wspieranymi przez żyjącą dostatnio klientelę jest stałym elementem naszej rzeczywistości. Powszechnie używaną bronią jest mowa nienawiści. Potok insynuacji i agresywny język, używany z upodobaniem głównie przez polityków opozycji pogłębia społeczne podziały. Widowiskową ilustracją aranżowanych przez partie polityczne społecznych frustracji były jak co roku obchody Święta Niepodległości. Wraz z faszyzującą młodzieżą ruszyły na Warszawę uzbrojone w petardy, race i kamienie watahy agresywnych, stadionowych chuliganów, nobilitowanych swego czasu przez opozycję na polskich patriotów. Efekt tego najazdu to łuny pożarów w świętującej stolicy, Groźniejsza jednak od skutków podpaleń jest akceptacja dla prawicowej przemocy ze strony kultowych postaci prawej strony sceny politycznej. Musi budzić niepokój zarówno nieukrywana radość z tych burd, okazywana publicznie przez znanych prawicowych oszołomów jak i ciche zadowolenie z inspirowanych przez siebie wydarzeń ze strony niektórych przywódców opozycji. - Z miłości do Boga won z pedalską tęczą z Pacu Zbawiciela – czyż te słowa prawicowego celebryty nie są podżeganiem do ponownego podłożenia ognia? Czy publiczne oskarżanie Putina o tak zwaną zbrodnię smoleńską nie będzie stanowić zachęty do podpalenia rosyjskiej ambasady? - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja Zawsze Dziewica – czy te słowa komentarza, wygłoszone przez księdza na tle owej, płonącej tęczy nie będą odebrane jako aprobata dla podpalaczy? Czy politycy zachęcający do śpiewania w wolnej Polsce pieśni ze słowami: – Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie nie kpią sobie w żywe oczy z Pana Boga?

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Polska, ale jaka? Szli krzycząc Polska, Polska (…) Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka. Spojrzał na te krzyczące i zapytał; ,Jaka?” – Juliusz Słowacki. No właśnie. Jaka jest ta nasza Polska? Jaka ona jest ćwierć wieku po ostatecznym upadku socjalistycznego projektu PRL-u, wdrażanego pod przymusem przez ponad 40 lat, od nastania porządku jałtańskiego, będącego odzwierciedleniem układu sił, po zakończeniu II wojny światowej? Czy istnieje jakiś ujednolicony model narodu i państwa, który nadawałby się do zaakceptowania, przez zdecydowaną większość obywateli naszego kraju. Czy istnieje jakiś ogólny zestaw wartości, pod sztandarem których udałoby się zgromadzić siły gotowe, do budowy wspólnego dla wszystkich, w miarę sprawiedliwego i sprawnego systemu społecznego? Wydaje się, że na żadne z tych zasadniczych pytań nie ma dobrej odpowiedzi, a jeśli tak jest, to czy ich zadawanie ma w ogóle jakiś sens ? Chyba tak, choćby tylko po to żeby, uświadomić sobie jak bardzo pokręcone są więzi międzyludzkie w miejscu na ziemi, gdzie jest siedlisko, w którym toczy się nasze życie. W ciągu tego ćwierćwiecza, ogłoszonego przez aktualną władzę najświetniejszym okresem w naszej historii gruntownemu wywróceniu uległy stosunki własnościowe. Wierzchołek trójkąta, ilustrującego piramidę dochodów wznosi się szybciej i wyżej niż słynna, 163 metrowa Wieża Dubaju. Sukcesywnie do tego wzrostu kurczy się podstawa tego trójkąta, na którą składają się wynagrodzenia najniżej zarabiających warstw ludności, w tym robotników, którzy ze swą szkodą byli ongiś zaczynem zmian, które doprowadziły do obalenia realnego socjalizmu. W rezultacie restauracji kapitalizmu 20 % ludności zgarnia dziś 80 % dochodu narodowego, a 80 % społeczeństwa musi zadowolić się 20 procentami tego przysłowiowego, wspólnego bochenka chleba. Dzieje się rak mimo wiedzy, że rosnące nierówności społeczne, po przejściowym okresie, kiedy chciwość napędza gospodarczy progres, stają się hamulcem rozwoju i przyczyną, coraz częstszych i głębszych kryzysów, gnębiących globalną gospodarkę. Nie trudno zauważyć, że kurcząca się podstawa społecznej budowli, przy dynamicznym wzroście uprzywilejowanego wierzchołka musi czasem doprowadzić do zachwiania, a potem to ruiny tej wadliwej konstrukcji współczesnego, wybujałego liberalizmu. Co wtedy? Ano, gdy okręt tonie jednakowe niebezpieczeństwo grozi podróżującym gdzieś blisko zęz pariasom, jak i pasażerom luksusowych kajut I klasy. Póki co, jednak gra orkiestra i zabawa trwa. Niepomni zagrożeń uczestnicy tego spektaklu nie tylko używają życia za pożyczone pieniądze, ale z zawziętością godną lepszej sprawy walczą o miejsce w pierwszych rzędach, na samym topie społecznego wierzchołka. Podzieleni na dwa nieprzyjazne obozy polityczne, prawdziwe swoje intencje, najczęściej z niskich pobudek płynące, skrzętnie ukrywają pod płaszczem hipokryzji i obłudy. Obie rywalizujące do utraty tchu formacje wywodzą się z prawicowego nurtu politycznego. Łączy je fundamentalna zasada świętej własności prywatnej, akceptacja dla nierówności społecznej i zgoda na wyzysk człowieka przez człowieka. Jednym słowem są to formacje bliźniacze, krew z krwi kość z kości. Zrodzone z tej samej bazy różnią się jednak zasadniczo nadbudową, czyli zewnętrznym wystrojem. Liberałowie uchodzący w oczach konserwatystów za ukryty pomiot diabelski głoszą, że wolność jest największą wartością, co samo w sobie jest już bluźnierstwem, bo według konserwatystów największą wartością jest wiara w Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata i kult Matki Bożej. Ideał wolności zaś daje człowiekowi prawo wyboru pomiędzy wiarą w Boga, a kwestionowaniem jego istnienia, obarczony jest więc dla jego wyznawców skazą bezbożności. Skoro tak to wszystkie elementy liberalnej konstrukcji światopoglądowej takie jak: tolerancja dla ateizmu i innych wyznań, prawa człowieka, poprawność Polityczna, poszanowanie praw mniejszości, a w tym mniejszości seksualnych są zdecydowanie odrzucane i zwalczane przez duchownych i świeckich strażników jedynie słusznej, katolickiej doktryny. Tam gdzie nie ma zaś powiewu tolerancji ostaje się tylko nieustanna, twarda konfrontacja. Siłą nośną, wspierającą ideologię liberalizmu jest wybujały konsumpcjonizm, który za sprawą globalizacji gospodarki, przy niebywałej rewolucji informatycznej przybrał postać quasi religijną. Nigdy dotąd żadne świątynie nie ściągały pod swoje dachy takich tłumów jak dziś galerie handlowe i hipermarkety. Bożek chciwości święci prawdziwe triumfy. W pogoni za uciechami tego świata ludzie masowo porzucają Boga. Bywało już tak za biblijnych czasów. Znudzeni oczekiwaniem na Mojżesza, rozmawiającego z Bogiem na Górze Synaj Żydzi odlali sobie złotego cielca, żeby tańczyć wesoło na jego cześć. Dziś wielkie i małe sklepy wyrastające jak grzyby po deszczu, mamią i kuszą ekscytująca orgią zakupów. Efektem tych zmian są pustoszejące kościoły. Biskupi biją na alarm wołając, że Szatan coraz mocniej atakuje Kościół i nie brakuje ludzi, którzy wyznają kulturę gender i chcą utopić Polskę w tym co najgorsze, czyli w Unii Europejskiej. Nie przeszkadza to jednak hierarchom brać pieniądze od bezbożników z Brukseli i od atakowanego bezpardonowo w świątyniach rządu polskiego. Liberałowie nie bez racji głoszą, że wolna myśl ludzka jest nośnikiem postępu cywilizacyjnego i źródłem dobrobytu, z którego korzystają również ich przeciwnicy, preferujący przywiązanie do tak zwanych tradycyjnych wartości i głoszący nadrzędność prawa naturalnego nad stanowionym. Zbyt łatwo jednak zapominają, że system społeczno-gospodarczy jaki stworzyli oparty jest na grzesznym fundamencie z ludzkiej chciwości, a najskuteczniejszymi środkami do osiągnięcia życiowego sukcesu są: korupcja, manipulacja, spekulacja, wyłudzenie i oszustwo. Bardziej sprawiedliwy podział owoców wspólnej pracy usiłują zastąpić demonizowaniem wzrostu dochodu narodowego, a ten i tak zostaje w swej lwiej części przejęty przez bogaczy, którzy tak naprawdę wcale tego nie potrzebują. Solidaryzm międzyludzki usiłuje się zastąpić poniżającą jałmużną dla wykluczonych. Walka o dominację na politycznej scenie, pomiędzy elitami okopanymi w dwóch wrogich wobec siebie obozach, wspieranymi przez żyjącą dostatnio klientelę jest stałym elementem naszej rzeczywistości. Powszechnie używaną bronią jest mowa nienawiści. Potok insynuacji i agresywny język, używany z upodobaniem głównie przez polityków opozycji pogłębia społeczne podziały. Widowiskową ilustracją aranżowanych przez partie polityczne społecznych frustracji były jak co roku obchody Święta Niepodległości. Wraz z faszyzującą młodzieżą ruszyły na Warszawę uzbrojone w petardy, race i kamienie watahy agresywnych, stadionowych chuliganów, nobilitowanych swego czasu przez opozycję na polskich patriotów. Efekt tego najazdu to łuny pożarów w świętującej stolicy, Groźniejsza jednak od skutków podpaleń jest akceptacja dla prawicowej przemocy ze strony kultowych postaci prawej strony sceny politycznej. Musi budzić niepokój zarówno nieukrywana radość z tych burd, okazywana publicznie przez znanych prawicowych oszołomów jak i ciche zadowolenie z inspirowanych przez siebie wydarzeń ze strony niektórych przywódców opozycji. - Z miłości do Boga won z pedalską tęczą z Pacu Zbawiciela – czyż te słowa prawicowego celebryty nie są podżeganiem do ponownego podłożenia ognia? Czy publiczne oskarżanie Putina o tak zwaną zbrodnię smoleńską nie będzie stanowić zachęty do podpalenia rosyjskiej ambasady? - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja Zawsze Dziewica – czy te słowa komentarza, wygłoszone przez księdza na tle owej, płonącej tęczy nie będą odebrane jako aprobata dla podpalaczy? Czy politycy zachęcający do śpiewania w wolnej Polsce pieśni ze słowami: – Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie nie kpią sobie w żywe oczy z Pana Boga?

Kleszczów » Re: Dylematy
Onegdaj media obiegła informacja o decyzji pewnego dyrektora szkoły, który powołał do życia klasę dla jednego ucznia. Czytając nagłówek można było odnieść wrażenie, że zapowiadana na dalsze lata katastrofa demograficzna spadła już na nasz kraj nagle, i to z prędkością iście kosmiczną. Wprawdzie mało, kto teraz czyta coś więcej, poza gigantycznymi tytułami, ale ci nieliczni czytelnicy, którzy chcieli dotrzeć do sedna sprawy dowiedzieli się czegoś zupełnie innego. Otóż łebski dyrektor jednym cięciem przeciął węzeł gordyjski, zawiązany przez dziewięcioletniego łobuza, bijącego szkolnych kolegów oraz terroryzującego, przy pomocy ostrych odłamów potłuczonych szyb. Bezkarny gówniarz tak się rozzuchwalił, że grono pedagogiczne musiało wystraszonej dzieciarni użyczyć pokoju nauczycielskiego, jako bezpiecznego miejsca do spożywania śniadań. Przeto odważny belfer utworzył specjalną klasę dla początkującego bandyty, nie licząc się kosztami, opłaconymi pieniędzmi podatnika. Decyzja ta spotkała się ze zmasowaną krytyką, bynajmniej nie z powodu nieuzasadnionych społecznie kosztów, lecz ze względu na rzekomo krzywdzące wobec zestresowanego uczniaka, odizolowanie go od uczniowskiego środowiska. W rezultacie oburzeni rodzice ancymonka przestali go posyłać do nieprzyjaznej mu szkoły. Ten zdawałoby się mało znaczący incydent szkolny urasta jednak do rangi symbolu naszych czasów, w których wszystko, co proste, zrozumiałe i skuteczne zostało opatrzone etykietą prostactwa, odrzucone i ostatecznie zastąpione zbiorem eufemizmów, na nowo opisujących świat wokół nas. Według tego zbioru nie ma łobuzów - są osoby społecznie nieprzystosowane. Nie ma bandytów – są sprawcy przestępstw. Słuszność i prawda są już tylko elementami gry słów, a rozliczne instytucje, na wszystko znajdują odpowiednie słowo i procedurę. Dominuje edukacja z mydlanych, telewizyjnych seriali. Problemy, które kiedyś można było wytłumaczyć i rozwiązać w prosty sposób, dziś wymagają pseudonaukowej interpretacji i skomplikowanej terapii. To, z czym kiedyś, z powodzeniem radził sobie chłopski rozum, teraz często nie podaje się uczonym, magisterskim głowom. Formę od treści dzieli dziś przepaść. Wymyślne i bogato prezentujące się opakowanie ma się nijak do ubogiej i marnej zwartości. Dotyczy to zarówno sfery materialnej jak i duchowej. Miałkość i nijakość przesłania duchowego odzwierciedla, a często także determinuje marną jakość dóbr materialnych powszechnego użytku. W imię hasła, że przemoc rodzi przemoc, systemowo ulegamy przemocy. Bezkarność rozzuchwala chuliganów, łobuzów i początkujących bandytów. Mamy do czynienia z wyraźną nadinterpretacją praw przestępcy w stosunku do praw ofiary. Doświadczamy na własnej skórze, że permanentnym pobłażaniem nie da osiągnąć społecznej harmonii. Z ery nadużywania przemocy społeczności w stosunku do jednostki przeszliśmy gładko do odwrotności, kiedy to jednostka zaczyna terroryzować ubezwłasnowolnione z własnej woli społeczeństwo. Wśród młodych ludzi łobuzowanie było i jest zjawiskiem naturalnym. Różnica polega, więc n tym, że w przeszłości rodzic lub wychowawca dość skutecznie likwidował początki rozwydrzenia paskiem od spodni. Dziś za taki czyn sam zostałby ukarany. Pozostają, więc pseudonaukowe metody terapeutyczne, z których łobuziaki śmieją się do rozpuku. Co będzie dalej? Czy dyrektor więzienia każe wybudować nowy areszt dla osadzonego, któremu zachce się dręczyć innych więźniów? A może dowódca jednostki wojskowej zorganizuje odrębny tok służby dla żołnierza, który źle będzie znosił towarzystwo innych wojaków? Takie i podobne pytania powinni zadawać sobie nieustannie ludzie, którym powierzono ster rządów naszego państwa. Tymczasem polityczna elita w najlepsze bawi się w „bitwę warszawską”. Na rok przed wyborami samorządowymi odwoływanie nieźle wywiązującej się ze swoich zadań prezydent Warszawy zdaje się nie mieć żadnego sensu. Tak się tylko wydaje normalnemu człowiekowi, ale nie politykom, którzy urządzili sobie w stolicy poligon doświadczalny przed kolejnymi, ogólnokrajowymi wyborami, w których zwycięstwo może im przynieść władzę i nieograniczony dostęp do państwowej kasy, na kilka następnych lat. Na tej szkaradnej wojence wszystkie metody są dozwolone. Nawet posługiwanie się symbolem Warszawy walczącej na śmierć i życie z niemieckim okupantem. Właśnie ten element kampanii wyborczej najlepiej obrazuje prawdziwe intencje ludzi, którzy rozpętali tę kosztowną, społecznie zbędną awanturę. Czy od ludzi, którzy nieustannie skaczą sobie do gardeł i wzajemnie poniewierają w politycznym klinczu można oczekiwać rozwiązania prawdziwych problemów nurtujących społeczeństwo?

Kleszczów » Re: Dylematy
Onegdaj media obiegła informacja o decyzji pewnego dyrektora szkoły, który powołał do życia klasę dla jednego ucznia. Czytając nagłówek można było odnieść wrażenie, że zapowiadana na dalsze lata katastrofa demograficzna spadła już na nasz kraj nagle, i to z prędkością iście kosmiczną. Wprawdzie mało, kto teraz czyta coś więcej, poza gigantycznymi tytułami, ale ci nieliczni czytelnicy, którzy chcieli dotrzeć do sedna sprawy dowiedzieli się czegoś zupełnie innego. Otóż łebski dyrektor jednym cięciem przeciął węzeł gordyjski, zawiązany przez dziewięcioletniego łobuza, bijącego szkolnych kolegów oraz terroryzującego, przy pomocy ostrych odłamów potłuczonych szyb. Bezkarny gówniarz tak się rozzuchwalił, że grono pedagogiczne musiało wystraszonej dzieciarni użyczyć pokoju nauczycielskiego, jako bezpiecznego miejsca do spożywania śniadań. Przeto odważny belfer utworzył specjalną klasę dla początkującego bandyty, nie licząc się kosztami, opłaconymi pieniędzmi podatnika. Decyzja ta spotkała się ze zmasowaną krytyką, bynajmniej nie z powodu nieuzasadnionych społecznie kosztów, lecz ze względu na rzekomo krzywdzące wobec zestresowanego uczniaka, odizolowanie go od uczniowskiego środowiska. W rezultacie oburzeni rodzice ancymonka przestali go posyłać do nieprzyjaznej mu szkoły. Ten zdawałoby się mało znaczący incydent szkolny urasta jednak do rangi symbolu naszych czasów, w których wszystko, co proste, zrozumiałe i skuteczne zostało opatrzone etykietą prostactwa, odrzucone i ostatecznie zastąpione zbiorem eufemizmów, na nowo opisujących świat wokół nas. Według tego zbioru nie ma łobuzów - są osoby społecznie nieprzystosowane. Nie ma bandytów – są sprawcy przestępstw. Słuszność i prawda są już tylko elementami gry słów, a rozliczne instytucje, na wszystko znajdują odpowiednie słowo i procedurę. Dominuje edukacja z mydlanych, telewizyjnych seriali. Problemy, które kiedyś można było wytłumaczyć i rozwiązać w prosty sposób, dziś wymagają pseudonaukowej interpretacji i skomplikowanej terapii. To, z czym kiedyś, z powodzeniem radził sobie chłopski rozum, teraz często nie podaje się uczonym, magisterskim głowom. Formę od treści dzieli dziś przepaść. Wymyślne i bogato prezentujące się opakowanie ma się nijak do ubogiej i marnej zwartości. Dotyczy to zarówno sfery materialnej jak i duchowej. Miałkość i nijakość przesłania duchowego odzwierciedla, a często także determinuje marną jakość dóbr materialnych powszechnego użytku. W imię hasła, że przemoc rodzi przemoc, systemowo ulegamy przemocy. Bezkarność rozzuchwala chuliganów, łobuzów i początkujących bandytów. Mamy do czynienia z wyraźną nadinterpretacją praw przestępcy w stosunku do praw ofiary. Doświadczamy na własnej skórze, że permanentnym pobłażaniem nie da osiągnąć społecznej harmonii. Z ery nadużywania przemocy społeczności w stosunku do jednostki przeszliśmy gładko do odwrotności, kiedy to jednostka zaczyna terroryzować ubezwłasnowolnione z własnej woli społeczeństwo. Wśród młodych ludzi łobuzowanie było i jest zjawiskiem naturalnym. Różnica polega, więc n tym, że w przeszłości rodzic lub wychowawca dość skutecznie likwidował początki rozwydrzenia paskiem od spodni. Dziś za taki czyn sam zostałby ukarany. Pozostają, więc pseudonaukowe metody terapeutyczne, z których łobuziaki śmieją się do rozpuku. Co będzie dalej? Czy dyrektor więzienia każe wybudować nowy areszt dla osadzonego, któremu zachce się dręczyć innych więźniów? A może dowódca jednostki wojskowej zorganizuje odrębny tok służby dla żołnierza, który źle będzie znosił towarzystwo innych wojaków? Takie i podobne pytania powinni zadawać sobie nieustannie ludzie, którym powierzono ster rządów naszego państwa. Tymczasem polityczna elita w najlepsze bawi się w „bitwę warszawską”. Na rok przed wyborami samorządowymi odwoływanie nieźle wywiązującej się ze swoich zadań prezydent Warszawy zdaje się nie mieć żadnego sensu. Tak się tylko wydaje normalnemu człowiekowi, ale nie politykom, którzy urządzili sobie w stolicy poligon doświadczalny przed kolejnymi, ogólnokrajowymi wyborami, w których zwycięstwo może im przynieść władzę i nieograniczony dostęp do państwowej kasy, na kilka następnych lat. Na tej szkaradnej wojence wszystkie metody są dozwolone. Nawet posługiwanie się symbolem Warszawy walczącej na śmierć i życie z niemieckim okupantem. Właśnie ten element kampanii wyborczej najlepiej obrazuje prawdziwe intencje ludzi, którzy rozpętali tę kosztowną, społecznie zbędną awanturę. Czy od ludzi, którzy nieustannie skaczą sobie do gardeł i wzajemnie poniewierają w politycznym klinczu można oczekiwać rozwiązania prawdziwych problemów nurtujących społeczeństwo?

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Onegdaj media obiegła informacja o decyzji pewnego dyrektora szkoły, który powołał do życia klasę dla jednego ucznia. Czytając nagłówek można było odnieść wrażenie, że zapowiadana na dalsze lata katastrofa demograficzna spadła już na nasz kraj nagle, i to z prędkością iście kosmiczną. Wprawdzie mało, kto teraz czyta coś więcej, poza gigantycznymi tytułami, ale ci nieliczni czytelnicy, którzy chcieli dotrzeć do sedna sprawy dowiedzieli się czegoś zupełnie innego. Otóż łebski dyrektor jednym cięciem przeciął węzeł gordyjski, zawiązany przez dziewięcioletniego łobuza, bijącego szkolnych kolegów oraz terroryzującego, przy pomocy ostrych odłamów potłuczonych szyb. Bezkarny gówniarz tak się rozzuchwalił, że grono pedagogiczne musiało wystraszonej dzieciarni użyczyć pokoju nauczycielskiego, jako bezpiecznego miejsca do spożywania śniadań. Przeto odważny belfer utworzył specjalną klasę dla początkującego bandyty, nie licząc się kosztami, opłaconymi pieniędzmi podatnika. Decyzja ta spotkała się ze zmasowaną krytyką, bynajmniej nie z powodu nieuzasadnionych społecznie kosztów, lecz ze względu na rzekomo krzywdzące wobec zestresowanego uczniaka, odizolowanie go od uczniowskiego środowiska. W rezultacie oburzeni rodzice ancymonka przestali go posyłać do nieprzyjaznej mu szkoły. Ten zdawałoby się mało znaczący incydent szkolny urasta jednak do rangi symbolu naszych czasów, w których wszystko, co proste, zrozumiałe i skuteczne zostało opatrzone etykietą prostactwa, odrzucone i ostatecznie zastąpione zbiorem eufemizmów, na nowo opisujących świat wokół nas. Według tego zbioru nie ma łobuzów - są osoby społecznie nieprzystosowane. Nie ma bandytów – są sprawcy przestępstw. Słuszność i prawda są już tylko elementami gry słów, a rozliczne instytucje, na wszystko znajdują odpowiednie słowo i procedurę. Dominuje edukacja z mydlanych, telewizyjnych seriali. Problemy, które kiedyś można było wytłumaczyć i rozwiązać w prosty sposób, dziś wymagają pseudonaukowej interpretacji i skomplikowanej terapii. To, z czym kiedyś, z powodzeniem radził sobie chłopski rozum, teraz często nie podaje się uczonym, magisterskim głowom. Formę od treści dzieli dziś przepaść. Wymyślne i bogato prezentujące się opakowanie ma się nijak do ubogiej i marnej zwartości. Dotyczy to zarówno sfery materialnej jak i duchowej. Miałkość i nijakość przesłania duchowego odzwierciedla, a często także determinuje marną jakość dóbr materialnych powszechnego użytku. W imię hasła, że przemoc rodzi przemoc, systemowo ulegamy przemocy. Bezkarność rozzuchwala chuliganów, łobuzów i początkujących bandytów. Mamy do czynienia z wyraźną nadinterpretacją praw przestępcy w stosunku do praw ofiary. Doświadczamy na własnej skórze, że permanentnym pobłażaniem nie da osiągnąć społecznej harmonii. Z ery nadużywania przemocy społeczności w stosunku do jednostki przeszliśmy gładko do odwrotności, kiedy to jednostka zaczyna terroryzować ubezwłasnowolnione z własnej woli społeczeństwo. Wśród młodych ludzi łobuzowanie było i jest zjawiskiem naturalnym. Różnica polega, więc n tym, że w przeszłości rodzic lub wychowawca dość skutecznie likwidował początki rozwydrzenia paskiem od spodni. Dziś za taki czyn sam zostałby ukarany. Pozostają, więc pseudonaukowe metody terapeutyczne, z których łobuziaki śmieją się do rozpuku. Co będzie dalej? Czy dyrektor więzienia każe wybudować nowy areszt dla osadzonego, któremu zachce się dręczyć innych więźniów? A może dowódca jednostki wojskowej zorganizuje odrębny tok służby dla żołnierza, który źle będzie znosił towarzystwo innych wojaków? Takie i podobne pytania powinni zadawać sobie nieustannie ludzie, którym powierzono ster rządów naszego państwa. Tymczasem polityczna elita w najlepsze bawi się w „bitwę warszawską”. Na rok przed wyborami samorządowymi odwoływanie nieźle wywiązującej się ze swoich zadań prezydent Warszawy zdaje się nie mieć żadnego sensu. Tak się tylko wydaje normalnemu człowiekowi, ale nie politykom, którzy urządzili sobie w stolicy poligon doświadczalny przed kolejnymi, ogólnokrajowymi wyborami, w których zwycięstwo może im przynieść władzę i nieograniczony dostęp do państwowej kasy, na kilka następnych lat. Na tej szkaradnej wojence wszystkie metody są dozwolone. Nawet posługiwanie się symbolem Warszawy walczącej na śmierć i życie z niemieckim okupantem. Właśnie ten element kampanii wyborczej najlepiej obrazuje prawdziwe intencje ludzi, którzy rozpętali tę kosztowną, społecznie zbędną awanturę. Czy od ludzi, którzy nieustannie skaczą sobie do gardeł i wzajemnie poniewierają w politycznym klinczu można oczekiwać rozwiązania prawdziwych problemów nurtujących społeczeństwo?

Kleszczów » Re: Dylematy
Slogan wyborczy głosił ongiś dumnie, że zgoda buduje. Jednak do zgody narodowej w Polsce jest tak samo daleko, jak do pogodzenia skrajnych wersji przesłania, niesionego przez nagiego mężczyznę, czytającego biblię w samochodzie, ustawionym przed kościołem, pod wezwaniem Świętych Piotra i Pawła, przy ulicy Grodzkiej w Krakowie. Innym, jakże wymownym przykładem głębokiego podziału naszego społeczeństwa jest stosunek do Lecha Kaczyńskiego. Do tej pory zaciekły spór o wielkość i zasługi tragicznie zmarłego prezydenta miał charakter merytoryczny. Dla jednych jest wielkim Polakiem, a nawet męczennikiem, dla innych małostkowym człowiekiem, prowadzącym politykę zagraniczną brata bliźniaka, pochodzącą rodem z operetki. Tak było dotąd i wydawało się, że gorzej być nie może. A jednak? Doniesienia medialne o nowych wcieleniach byłego prezydenta przenoszą istotę tego sporu w całkiem inny wymiar, na poziom kabaretu i groteski. Otóż to. Dziennikarka/ nomen, omen „Gazety Polskiej” obwieszcza bowiem światu, że Lech Kaczyński, wzorem innych Świętych Pańskich objawił nam się na szybie okna pewnej warszawskiej kamienicy, co ani chybi może oznaczać, że niebawem po kanonizacji Jana Pawła II rozpocznie się proces beatyfikacji kolejnego Polaka, bohatera spod Smoleńska. W tym samym czasie jakaś bezczelna agencja, reklamująca wirtualny dom schadzek zaczyna wieszać wielkie bilbordy z podobizną świętej pamięci Prezydenta, który w towarzystwie frywolnej kotki w gustownej masce zachęca nas: -- Spróbuj romansu.- Czegoś takiego jeszcze nie grali jeszcze w żadnym czeskim filmie, gdzie naigrawanie się ze świętości nie tak rzadko się zdarza. Tyle tylko, że tam chodzi o filmową fikcję szydzącą z ludzkich przywar, a tu o niepohamowaną, beznadziejną głupotę urwaną z uwięzi wstydu. Nic jednak nie dzieje się bez powodu, a jak nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Obie ścierające się coraz brutalniej opcje polityczne czerpią motywację do wzmożonej działalności z zaszczepionej w genomie ludzkim chciwości i żądzy dominacji. Wszystko inne to tylko wyświechtane, populistyczne slogany głoszone na użytek robienia ludziom wody z mózgu. – Lud głupi wszystko kupi – cynicznie, lecz całkiem słusznie zauważa europoseł Jacek Kurski. Stąd wiosek, że wielka jest siła sugestii, szczególnie tej opartej na obietnicach. Ludzie potrzebują dobrych wieści. Z tej prawidłowości bierze swój początek odrętwiająca siła reklamy, szczególnie tej zalewającej elektroniczne media. Uczeni astronomowie i fizycy twierdzą, że galaktyki nieustannie oddalają się od siebie i robią to coraz szybciej. Do końca nie wiadomo czy tak jest. Pewne jest natomiast, że dzieje się tak z dwoma głównymi segmentami polskiego społeczeństwa. Z roku na rok rośnie przepaść pomiędzy tak zwanym obozem patriotyczno- niepodległościowym, a potężnym odłamem hołdującym liberalizmowi i wybujałemu konsumpcjonizmowi. Głównym filarem nurtu konserwatywnego nie jest żadna partia prawicowa tylko Kościół katolicki sprawujący rząd dusz znacznej części społeczeństwa i aspirujący do roli nadrzędnego w stosunku do państwa suwerena etyczno- moralnego. Hierarchowie nieustępliwie i konsekwentnie dążą do użycia państwa, jako aparatu wymuszającego przestrzeganie kanonów i norm katolickich przez całe społeczeństwo. Wprawdzie wierni nadal w niedziele i święta zapełniają świątynie, ale zmanipulowani na co dzień agresywnym marketingiem, nasyceni wszechobecną reklamą wykazują dużą odporność na nauki głoszone przez kapłanów i wychodząc porzucają za ich murami katolicki system wartości. Co prędzej, więc pędzą od hipermarketów i galerii handlowych oddawać cześć złotemu cielcowi. Trzeba by, więc wiarołomnych niewdzięczników skłonić do przestrzegania Dekalogu przy pomocy państwowego aparatu przymusu. Paradoks polega na tym,że ci sami ludzie, korzystający pełną garścią z uciech tego świata, inspirowani przez kler wspierają kartą wyborczą katolicko-prawicowy model organizacji społeczeństwa. No cóż najłatwiej się żyje ofiarując Bogu świeczkę a diabłu ogarek. Odkąd zabrakło wśród żyjących wielkiego autorytetu Jana Pawła II Kościół w Polsce zaczął umacniać się w Okopach Świętej Trójcy, a biskupi w swoich homiliach zaostrzyli ton wobec sprawujących władzę liberałów. W nurcie okołoreligijnym wzrosła niepomiernie rola mistyki, guseł i zabobonu. Nic w tym dziwnego, skoro brak świeckich ugrupowań i autorytetów, które byłyby zdolne postawić tamę postępującej dekadencji, upadkowi moralnemu, rozpasaniu seksualnemu i upadkowi dobrych obyczajów. Szkoda tylko, że równym zaangażowaniem i determinacją duchowni nie występują przeciw powszechnemu wyzyskowi, panoszeniu się pazernych pośredników, przechwytujących efekty ciężkiej, ludzkiej pracy i nie potępiają głośno rosnącej nierówności społecznej. Wydaje się, że Kościół zagubił też dawną zdolność do wypracowania kompromisu, który byłby możliwy do zaakceptowania przez rywalizujące ze sobą ugrupowania polityczne. Wyraźnie wspiera teraz jedną, prawicową orientację, a duchowni coraz jawniej preferują jedną partię polityczną. Episkopat jest zaczadzony Pis-em – twierdzi biskup Pieronek. Po drugiej stronie konfliktu, tam gdzie podobno kiedyś stało ZOMO hasają dziś wyznawcy rozpasanego konsumpcjonizmu. Wyznacznikiem tego stylu życia jest medialność, a widocznym znakiem brygady egzaltowanych celebrytów okupujące wszystkie media. Kogo tam nie ma praktycznie nie istnieje. Zdaniem prawomyślnych i „niepokornych” liberalizm jest siedliskiem wszelkiego zła: gender, in vitro, eutanazji i mordowania nienarodzonych. Zaludniają go krzykliwi homoseksualiści, geje i lesbijki, których może nie powinno się bezwzględnie tępić, ale leczyć gdzieś w odosobnieniu. Dla pomieszania dobrego i złego godzi się jednak przypomnieć, że owi szlachetni naprawiacze nie stronią wcale od luksusu i grzesznej rozrywki. Tyle tylko, że kryją swoje prawdziwe oblicze pod płaszczem obleśnej hipokryzji. Na szczytach barykady, rozdzielającej póki co, warczące na siebie zbiorowiska stoją naprzeciw siebie politycy obu opcji, którzy jątrząc i napuszczając jednych na drugich usiłują zgromadzić wokół siebie jak najliczniejszy elektorat, gwarantujący im zdobycie, bądź utrzymanie się u władzy. Czynią za parawanem zbudowanym z tolerancji, poprawności politycznej i miłości bliźniego swego, jak siebie samego.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Slogan wyborczy głosił ongiś dumnie, że zgoda buduje. Jednak do zgody narodowej w Polsce jest tak samo daleko, jak do pogodzenia skrajnych wersji przesłania, niesionego przez nagiego mężczyznę, czytającego biblię w samochodzie, ustawionym przed kościołem, pod wezwaniem Świętych Piotra i Pawła, przy ulicy Grodzkiej w Krakowie. Innym, jakże wymownym przykładem głębokiego podziału naszego społeczeństwa jest stosunek do Lecha Kaczyńskiego. Do tej pory zaciekły spór o wielkość i zasługi tragicznie zmarłego prezydenta miał charakter merytoryczny. Dla jednych jest wielkim Polakiem, a nawet męczennikiem, dla innych małostkowym człowiekiem, prowadzącym politykę zagraniczną brata bliźniaka, pochodzącą rodem z operetki. Tak było dotąd i wydawało się, że gorzej być nie może. A jednak? Doniesienia medialne o nowych wcieleniach byłego prezydenta przenoszą istotę tego sporu w całkiem inny wymiar, na poziom kabaretu i groteski. Otóż to. Dziennikarka/ nomen, omen „Gazety Polskiej” obwieszcza bowiem światu, że Lech Kaczyński, wzorem innych Świętych Pańskich objawił nam się na szybie okna pewnej warszawskiej kamienicy, co ani chybi może oznaczać, że niebawem po kanonizacji Jana Pawła II rozpocznie się proces beatyfikacji kolejnego Polaka, bohatera spod Smoleńska. W tym samym czasie jakaś bezczelna agencja, reklamująca wirtualny dom schadzek zaczyna wieszać wielkie bilbordy z podobizną świętej pamięci Prezydenta, który w towarzystwie frywolnej kotki w gustownej masce zachęca nas: -- Spróbuj romansu.- Czegoś takiego jeszcze nie grali jeszcze w żadnym czeskim filmie, gdzie naigrawanie się ze świętości nie tak rzadko się zdarza. Tyle tylko, że tam chodzi o filmową fikcję szydzącą z ludzkich przywar, a tu o niepohamowaną, beznadziejną głupotę urwaną z uwięzi wstydu. Nic jednak nie dzieje się bez powodu, a jak nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Obie ścierające się coraz brutalniej opcje polityczne czerpią motywację do wzmożonej działalności z zaszczepionej w genomie ludzkim chciwości i żądzy dominacji. Wszystko inne to tylko wyświechtane, populistyczne slogany głoszone na użytek robienia ludziom wody z mózgu. – Lud głupi wszystko kupi – cynicznie, lecz całkiem słusznie zauważa europoseł Jacek Kurski. Stąd wiosek, że wielka jest siła sugestii, szczególnie tej opartej na obietnicach. Ludzie potrzebują dobrych wieści. Z tej prawidłowości bierze swój początek odrętwiająca siła reklamy, szczególnie tej zalewającej elektroniczne media. Uczeni astronomowie i fizycy twierdzą, że galaktyki nieustannie oddalają się od siebie i robią to coraz szybciej. Do końca nie wiadomo czy tak jest. Pewne jest natomiast, że dzieje się tak z dwoma głównymi segmentami polskiego społeczeństwa. Z roku na rok rośnie przepaść pomiędzy tak zwanym obozem patriotyczno- niepodległościowym, a potężnym odłamem hołdującym liberalizmowi i wybujałemu konsumpcjonizmowi. Głównym filarem nurtu konserwatywnego nie jest żadna partia prawicowa tylko Kościół katolicki sprawujący rząd dusz znacznej części społeczeństwa i aspirujący do roli nadrzędnego w stosunku do państwa suwerena etyczno- moralnego. Hierarchowie nieustępliwie i konsekwentnie dążą do użycia państwa, jako aparatu wymuszającego przestrzeganie kanonów i norm katolickich przez całe społeczeństwo. Wprawdzie wierni nadal w niedziele i święta zapełniają świątynie, ale zmanipulowani na co dzień agresywnym marketingiem, nasyceni wszechobecną reklamą wykazują dużą odporność na nauki głoszone przez kapłanów i wychodząc porzucają za ich murami katolicki system wartości. Co prędzej, więc pędzą od hipermarketów i galerii handlowych oddawać cześć złotemu cielcowi. Trzeba by, więc wiarołomnych niewdzięczników skłonić do przestrzegania Dekalogu przy pomocy państwowego aparatu przymusu. Paradoks polega na tym,że ci sami ludzie, korzystający pełną garścią z uciech tego świata, inspirowani przez kler wspierają kartą wyborczą katolicko-prawicowy model organizacji społeczeństwa. No cóż najłatwiej się żyje ofiarując Bogu świeczkę a diabłu ogarek. Odkąd zabrakło wśród żyjących wielkiego autorytetu Jana Pawła II Kościół w Polsce zaczął umacniać się w Okopach Świętej Trójcy, a biskupi w swoich homiliach zaostrzyli ton wobec sprawujących władzę liberałów. W nurcie okołoreligijnym wzrosła niepomiernie rola mistyki, guseł i zabobonu. Nic w tym dziwnego, skoro brak świeckich ugrupowań i autorytetów, które byłyby zdolne postawić tamę postępującej dekadencji, upadkowi moralnemu, rozpasaniu seksualnemu i upadkowi dobrych obyczajów. Szkoda tylko, że równym zaangażowaniem i determinacją duchowni nie występują przeciw powszechnemu wyzyskowi, panoszeniu się pazernych pośredników, przechwytujących efekty ciężkiej, ludzkiej pracy i nie potępiają głośno rosnącej nierówności społecznej. Wydaje się, że Kościół zagubił też dawną zdolność do wypracowania kompromisu, który byłby możliwy do zaakceptowania przez rywalizujące ze sobą ugrupowania polityczne. Wyraźnie wspiera teraz jedną, prawicową orientację, a duchowni coraz jawniej preferują jedną partię polityczną. Episkopat jest zaczadzony Pis-em – twierdzi biskup Pieronek. Po drugiej stronie konfliktu, tam gdzie podobno kiedyś stało ZOMO hasają dziś wyznawcy rozpasanego konsumpcjonizmu. Wyznacznikiem tego stylu życia jest medialność, a widocznym znakiem brygady egzaltowanych celebrytów okupujące wszystkie media. Kogo tam nie ma praktycznie nie istnieje. Zdaniem prawomyślnych i „niepokornych” liberalizm jest siedliskiem wszelkiego zła: gender, in vitro, eutanazji i mordowania nienarodzonych. Zaludniają go krzykliwi homoseksualiści, geje i lesbijki, których może nie powinno się bezwzględnie tępić, ale leczyć gdzieś w odosobnieniu. Dla pomieszania dobrego i złego godzi się jednak przypomnieć, że owi szlachetni naprawiacze nie stronią wcale od luksusu i grzesznej rozrywki. Tyle tylko, że kryją swoje prawdziwe oblicze pod płaszczem obleśnej hipokryzji. Na szczytach barykady, rozdzielającej póki co, warczące na siebie zbiorowiska stoją naprzeciw siebie politycy obu opcji, którzy jątrząc i napuszczając jednych na drugich usiłują zgromadzić wokół siebie jak najliczniejszy elektorat, gwarantujący im zdobycie, bądź utrzymanie się u władzy. Czynią za parawanem zbudowanym z tolerancji, poprawności politycznej i miłości bliźniego swego, jak siebie samego.

Kleszczów » Re: Dylematy
Eden oszustów Po upadku Muru Berlińskiego rozsypał się jak domek z kart, oparty na teorii odstraszania dwubiegunowy świat wrogich wobec siebie obozów ideologicznych. Dynamiczny i ekspansywny kapitalizm szybko wchłonął, będący w stanie gospodarczej niemocy obóz realnego socjalizmu. Świat przyjął postać globalnego kotła, w którym na pożywce z egoizmu i chciwości wrze, bulgocze i pieni się niczym gorąca lawa, toksyczna masa nasycona mieszaniną drobnych szwindli, brzydkich machlojek i widowiskowych, wielkich przekrętów. Do tego tygla wpadła Polska po solidarnościowym przewrocie. Sfrustrowani socjalistyczną niemocą robotnicy, nieświadomie otworzyli bramy do kraju zachodniemu kapitałowi. Suwerenność Polski gładko przeszła od upadającego, radzieckiego hegemona w ręce światowej finansjery. Najważniejsze trendy obowiązujące w światowej polityce gospodarczej rodzą się dziś w najwyższych gremiach światowej finansjery, lecz mimo tego rządy nawet takich państw jak Polska mają pewien wachlarz możliwości, do kształtowania ładu społeczno-gospodarczego we własnym kraju. Elity rządzące radzą sobie z tym lepiej lub gorzej. Niestety polska klasa polityczna należy do tych ostatnich. Zdaję sobie sprawę, że nazywanie klik i koterii składających się na rodzimą klasę polityczną, jest jednak niczym nieuprawnionym eufemizmem. Okazało się, bowiem, że postsolidarnościowi kombatanci są znacznie bardziej pazerni na władzę i pieniądze niż ich komunistyczni poprzednicy, których obali w imię wolności i sprawiedliwości społecznej. Wcale też nie są bardziej niezależni od suwerenów dzisiejszego świata, niż ich poprzednicy od władców Związku Radzieckiego, chociaż mają znacznie większe pole manewru. Niestety większość energii i sił witalnych poświęcają na utrzymywanie się przy władzy, a całkiem sporo czasu na korzystanie z uprzywilejowanej pozycji, do czerpania pełną garścią z szerokiego wachlarza przyjemności i uciech życiowych. Przykłady nieudolności, zaniedbań i braku kompetencji u ludzi trzymających aktualnie władzę można by wymieniać w nieskończoność. Wystarczy jednak tylko wspomnieć o tych najgłośniejszych, które w nieregularnym, ale stałym cyklu zalewają krajowe media papierowe i elektroniczne. Po widowiskowej aferze Amber Gold, obnażającej niemoc państwa w zapewnieniu obywatelom ochrony przed instytucjonalnym oszustwem, społeczeństwo doznało kolejnego szoku po ujawnieniu prawdziwego oblicza Otwartych Funduszy Emerytalnych, reklamowanych u zarania, jako dobroczyńców przyszłych emerytów, obiecujących im Złotą Jesień pod palmami. Kilkanaście lat po tym jak zawodowi wydrwigrosze zaczęli zarzucać sieci na emerytalne duszyczki wyszły na jaw prawdziwe intencje finansowych pasożytów, płacących ongiś naganiaczom po sto złotych od jednego, zwerbowanego frajera. Potencjalne ofiary wydane na żer przez polityków i tak nie mały innego wyjścia jak połknąć haczyk, skoro ustawa obligatoryjnie nakazywała im przystąpienie do drugiego filara ubezpieczeniowego. Kto nie dał się złapać został przypisany jednemu z funduszy przez losowanie. Należałoby dziś zapytać z osobna każdego polityka optującego, a nawet lobującego za tą ustawą i każdego posła, który na nią głosował o sens oddania we władanie spekulantom, zbieranych przez Państwowy Zakład Ubezpieczeń pieniędzy, przeznaczonych na przyszłe emerytury. Czy po to, żeby ci finansiści z bożej łaski mogli pobrać dla siebie zupełnie za nic, aż siedem procent w czystej gotówce, a zasadniczą część podarowanych pieniędzy poznaczyć na zakup oprocentowanych, państwowych obligacji? Jak to logika dać komuś pieniądze za darmo, żeby potem pożyczyć je od niego na procent? Pozostałą częścią emeryckich pieniędzy hochsztaplerzy bawili się przegrywając na giełdzie około 25 miliardów złotych. Według wiarygodnych obliczeń transfer pieniędzy do OFE przyczynił się do wzrostu długu publicznego o 300 miliardów. Trudno o przekręt na większą salę w naszych warunkach, ale te hiobowe wieści spływają po politykach jak woda po kaczce. Polacy nic się nie stało – te słowa kibolskiej piosenki obrazują stan umysłów naszych marnych i miernych elit. Oszustwo i wyłudzenie, które niegdyś stanowiło większy lub mniejszy margines społecznej patologii zagraża teraz każdego dnia, każdemu z nas. Stanowi coraz ważniejszy filar, na którym opiera się globalny system społeczno-gospodarczy. Szczególnie dotkliwe staje się masowe fałszowanie towarów codziennego użytku, a w tym żywności. Budzą przerażenie doniesienia medialne o sprzedaży w legalnej sieci handlowej śmiertelnie trującego alkoholu metylowego, niewiadomego pochodzenia mięsa konserwowanego solą techniczną, ryb z zatrutych, azjatyckich rzek. To zaledwie wierzchołek góry lodowej. Pod powierzchnią najzwyklejszej przyzwoitości ukrywa się cała sfera wytwarzająca żywność, faszerowaną szkodliwymi dla zdrowia konsumentów substancjami. Od pola do stołu trwa proceder totalnej chemizacji w imię przedłużenia okresu przydatności, poprawy smaku i wyglądu żywnościowopodobnych wyrobów. Wszystko to dla celów marketingowych, obliczone na jak największy zysk. Mięso wieprzowe produkują gigantyczne fermy, w warunkach urągającym elementarnym wymogom humanitarnym, serwując masowo tym nieszczęsnym zwierzętom antybiotyki i hormony wzrostu, żeby przeżyły w tym swoistym obozie koncentracyjnym i szybko przybierały na wadze. W czasie ostatnich dwóch dekad nasz kraj przybrał postać gigantycznego hipermarketu, w którym klienci muszą nieustannie mieć się na baczności, żeby nie ulec pokusie i nie dać się złapać w sidła setkom tysięcy hochsztaplerom i naciągaczy, oferujących podstępnie rzekomo pewne wygrane w najrozmaitszych konkursach i loteriach. Żeby pozbyć się natarczywych domokrążców usiłujących wcisnąć nic nie warte towary po horrendalnych cenach i wyłudzających pieniądze od starszych ludzi metodą na wnuczka, lub obietnicą załatwienia dodatkowych świadczeń. Niełatwo się odnaleźć zwykłym ludziom w tym świecie, gdzie naciśnięcie guzika w telefonie może skutkować utratą życiowych oszczędności. Wprost nieograniczone pole do skutecznego działania daje oszustom Internet. Pozbawieni twarzy i tożsamości, ukryci w wirtualnej przestrzeni spryciarze potrafią bez skrupułów obrabować każdego naiwniaka. Pomagają im profesjonalne banki, które zaocznie udzielają wysokich kredytów na podstawie danych osobowych podstępnie wyłudzonych od osób rozpaczliwie poszukujących pracy za pośrednictwem internetowych ogłoszeń. Komornicy i sądy potrafią zlicytować majątek rzekomego dłużnika na podstawie roszczeń firm windykacyjnych tylko, dlatego, że nosi to samo imię i nazwisko jak autentyczny dłużnik. Nie może nikogo dziwić ten radosny raj, jakby stworzony dla przestępców, skoro na bylejakość prawa nakłada się opieszałość i brak kompetencji wielkiej rzeszy funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości. Skuteczność działania zatrudniających ich organów państwa i prawa jest niestety odwrotnie proporcjonalna do wynagrodzeń i niesłychanych wprost przywilejów tych ludzi, żyjących w błogostanie, za szczelnym parawanem immunitetów. Dogmatycy wybujałego liberalizmu upatrują w prywatyzacji panaceum na patologię drążącą elity władzy. Prawdą jest, że politycy traktują spółki Skarbu Państwa jak własny folwark, a wypasione miejsca w radach i zarządach jak łupy wyborcze i obsadzają tam całe rodziny oraz wspierające ich sitwy. Niestety prywatyzacja z kolei jest źródłem niesamowitej korupcji już u zarania, a zwłaszcza później na styku władzy i biznesu. Własność państwowa i prywatna może być, więc tak samo dobra jak i zła w zależności od społecznego ładu moralnego i systemu prawnego, który go wspiera. W dłuższej perspektywie nic dobrego nie można się spodziewać po państwie, w którym gros produktu globalnego dzieli się, a raczej szarpie przy pomocy wyzysku, oszustwa i wyłudzenia. Przerośnięty i wynaturzony indywidualizm odsunął na daleki plan szlachetne zasady społecznego współdziałania, bez których społeczeństwo staje się bezwładnym rojowiskiem, przypominającym ławicę ryb rzuconą na łaskę i niełaskę ślepym siłom oceanu.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Po upadku Muru Berlińskiego rozsypał się jak domek z kart, oparty na teorii odstraszania dwubiegunowy świat wrogich wobec siebie obozów ideologicznych. Dynamiczny i ekspansywny kapitalizm szybko wchłonął, będący w stanie gospodarczej niemocy obóz realnego socjalizmu. Świat przyjął postać globalnego kotła, w którym na pożywce z egoizmu i chciwości wrze, bulgocze i pieni się niczym gorąca lawa, toksyczna masa nasycona mieszaniną drobnych szwindli, brzydkich machlojek i widowiskowych, wielkich przekrętów. Do tego tygla wpadła Polska po solidarnościowym przewrocie. Sfrustrowani socjalistyczną niemocą robotnicy, nieświadomie otworzyli bramy do kraju zachodniemu kapitałowi. Suwerenność Polski gładko przeszła od upadającego, radzieckiego hegemona w ręce światowej finansjery. Najważniejsze trendy obowiązujące w światowej polityce gospodarczej rodzą się dziś w najwyższych gremiach światowej finansjery, lecz mimo tego rządy nawet takich państw jak Polska mają pewien wachlarz możliwości, do kształtowania ładu społeczno-gospodarczego we własnym kraju. Elity rządzące radzą sobie z tym lepiej lub gorzej. Niestety polska klasa polityczna należy do tych ostatnich. Zdaję sobie sprawę, że nazywanie klik i koterii składających się na rodzimą klasę polityczną, jest jednak niczym nieuprawnionym eufemizmem. Okazało się, bowiem, że postsolidarnościowi kombatanci są znacznie bardziej pazerni na władzę i pieniądze niż ich komunistyczni poprzednicy, których obali w imię wolności i sprawiedliwości społecznej. Wcale też nie są bardziej niezależni od suwerenów dzisiejszego świata, niż ich poprzednicy od władców Związku Radzieckiego, chociaż mają znacznie większe pole manewru. Niestety większość energii i sił witalnych poświęcają na utrzymywanie się przy władzy, a całkiem sporo czasu na korzystanie z uprzywilejowanej pozycji, do czerpania pełną garścią z szerokiego wachlarza przyjemności i uciech życiowych. Przykłady nieudolności, zaniedbań i braku kompetencji u ludzi trzymających aktualnie władzę można by wymieniać w nieskończoność. Wystarczy jednak tylko wspomnieć o tych najgłośniejszych, które w nieregularnym, ale stałym cyklu zalewają krajowe media papierowe i elektroniczne. Po widowiskowej aferze Amber Gold, obnażającej niemoc państwa w zapewnieniu obywatelom ochrony przed instytucjonalnym oszustwem, społeczeństwo doznało kolejnego szoku po ujawnieniu prawdziwego oblicza Otwartych Funduszy Emerytalnych, reklamowanych u zarania, jako dobroczyńców przyszłych emerytów, obiecujących im Złotą Jesień pod palmami. Kilkanaście lat po tym jak zawodowi wydrwigrosze zaczęli zarzucać sieci na emerytalne duszyczki wyszły na jaw prawdziwe intencje finansowych pasożytów, płacących ongiś naganiaczom po sto złotych od jednego, zwerbowanego frajera. Potencjalne ofiary wydane na żer przez polityków i tak nie mały innego wyjścia jak połknąć haczyk, skoro ustawa obligatoryjnie nakazywała im przystąpienie do drugiego filara ubezpieczeniowego. Kto nie dał się złapać został przypisany jednemu z funduszy przez losowanie. Należałoby dziś zapytać z osobna każdego polityka optującego, a nawet lobującego za tą ustawą i każdego posła, który na nią głosował o sens oddania we władanie spekulantom, zbieranych przez Państwowy Zakład Ubezpieczeń pieniędzy, przeznaczonych na przyszłe emerytury. Czy po to, żeby ci finansiści z bożej łaski mogli pobrać dla siebie zupełnie za nic, aż siedem procent w czystej gotówce, a zasadniczą część podarowanych pieniędzy poznaczyć na zakup oprocentowanych, państwowych obligacji? Jak to logika dać komuś pieniądze za darmo, żeby potem pożyczyć je od niego na procent? Pozostałą częścią emeryckich pieniędzy hochsztaplerzy bawili się przegrywając na giełdzie około 25 miliardów złotych. Według wiarygodnych obliczeń transfer pieniędzy do OFE przyczynił się do wzrostu długu publicznego o 300 miliardów. Trudno o przekręt na większą salę w naszych warunkach, ale te hiobowe wieści spływają po politykach jak woda po kaczce. Polacy nic się nie stało – te słowa kibolskiej piosenki obrazują stan umysłów naszych marnych i miernych elit. Oszustwo i wyłudzenie, które niegdyś stanowiło większy lub mniejszy margines społecznej patologii zagraża teraz każdego dnia, każdemu z nas. Stanowi coraz ważniejszy filar, na którym opiera się globalny system społeczno-gospodarczy. Szczególnie dotkliwe staje się masowe fałszowanie towarów codziennego użytku, a w tym żywności. Budzą przerażenie doniesienia medialne o sprzedaży w legalnej sieci handlowej śmiertelnie trującego alkoholu metylowego, niewiadomego pochodzenia mięsa konserwowanego solą techniczną, ryb z zatrutych, azjatyckich rzek. To zaledwie wierzchołek góry lodowej. Pod powierzchnią najzwyklejszej przyzwoitości ukrywa się cała sfera wytwarzająca żywność, faszerowaną szkodliwymi dla zdrowia konsumentów substancjami. Od pola do stołu trwa proceder totalnej chemizacji w imię przedłużenia okresu przydatności, poprawy smaku i wyglądu żywnościowopodobnych wyrobów. Wszystko to dla celów marketingowych, obliczone na jak największy zysk. Mięso wieprzowe produkują gigantyczne fermy, w warunkach urągającym elementarnym wymogom humanitarnym, serwując masowo tym nieszczęsnym zwierzętom antybiotyki i hormony wzrostu, żeby przeżyły w tym swoistym obozie koncentracyjnym i szybko przybierały na wadze. W czasie ostatnich dwóch dekad nasz kraj przybrał postać gigantycznego hipermarketu, w którym klienci muszą nieustannie mieć się na baczności, żeby nie ulec pokusie i nie dać się złapać w sidła setkom tysięcy hochsztaplerom i naciągaczy, oferujących podstępnie rzekomo pewne wygrane w najrozmaitszych konkursach i loteriach. Żeby pozbyć się natarczywych domokrążców usiłujących wcisnąć nic nie warte towary po horrendalnych cenach i wyłudzających pieniądze od starszych ludzi metodą na wnuczka, lub obietnicą załatwienia dodatkowych świadczeń. Niełatwo się odnaleźć zwykłym ludziom w tym świecie, gdzie naciśnięcie guzika w telefonie może skutkować utratą życiowych oszczędności. Wprost nieograniczone pole do skutecznego działania daje oszustom Internet. Pozbawieni twarzy i tożsamości, ukryci w wirtualnej przestrzeni spryciarze potrafią bez skrupułów obrabować każdego naiwniaka. Pomagają im profesjonalne banki, które zaocznie udzielają wysokich kredytów na podstawie danych osobowych podstępnie wyłudzonych od osób rozpaczliwie poszukujących pracy za pośrednictwem internetowych ogłoszeń. Komornicy i sądy potrafią zlicytować majątek rzekomego dłużnika na podstawie roszczeń firm windykacyjnych tylko, dlatego, że nosi to samo imię i nazwisko jak autentyczny dłużnik. Nie może nikogo dziwić ten radosny raj, jakby stworzony dla przestępców, skoro na bylejakość prawa nakłada się opieszałość i brak kompetencji wielkiej rzeszy funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości. Skuteczność działania zatrudniających ich organów państwa i prawa jest niestety odwrotnie proporcjonalna do wynagrodzeń i niesłychanych wprost przywilejów tych ludzi, żyjących w błogostanie, za szczelnym parawanem immunitetów. Dogmatycy wybujałego liberalizmu upatrują w prywatyzacji panaceum na patologię drążącą elity władzy. Prawdą jest, że politycy traktują spółki Skarbu Państwa jak własny folwark, a wypasione miejsca w radach i zarządach jak łupy wyborcze i obsadzają tam całe rodziny oraz wspierające ich sitwy. Niestety prywatyzacja z kolei jest źródłem niesamowitej korupcji już u zarania, a zwłaszcza później na styku władzy i biznesu. Własność państwowa i prywatna może być, więc tak samo dobra jak i zła w zależności od społecznego ładu moralnego i systemu prawnego, który go wspiera. W dłuższej perspektywie nic dobrego nie można się spodziewać po państwie, w którym gros produktu globalnego dzieli się, a raczej szarpie przy pomocy wyzysku, oszustwa i wyłudzenia. Przerośnięty i wynaturzony indywidualizm odsunął na daleki plan szlachetne zasady społecznego współdziałania, bez których społeczeństwo staje się bezwładnym rojowiskiem, przypominającym ławicę ryb rzuconą na łaskę i niełaskę ślepym siłom oceanu.

Kluki » Re: Co się dzieje z gminą Kluki?
Kogo wybraliście na sekretarza ? Poczytajcie sobie wpisy na stronie Kamieńska. Dowiecie się kto to Grzegorz T.

Kleszczów » Re: Dylematy
Wieść gminna o bohaterskich wyczynach partyzantów wędrowała z ust do ust. Przyjemnie było posłuchać wieczorami o legendarnych zmaganiach nielicznych, źle uzbrojonych oddziałów, które toczyły zwycięskie potyczki z uzbrojonymi po zęby watahami Gestapo, SS i Wermachtu. Rosła wtedy a słuchaczach duma narodowa, szczególnie, kiedy skutecznie ją wspierała kolejna, litrowa butelka wypitego samogonu. Nie inaczej było jak weszli Ruscy. Funkcjonariusze NKWD, a później Urzędu Bezpieczeństwa i milicji tropili resztki partyzanckich ugrupowań, które odmówiły złożenia broni i podjęły walkę z nowym okupantem. Powojenne, zbrojne podziemie budziło wśród ludności mieszane uczucia, niektórzy z sympatią wyrażali się o bojownikach walczących z władzą ludową. Tak myśleli przede wszystkim ci, których los bezpośrednio z nimi nie zetknął. Innego zdania byli ludzie, którzy doświadczyli osobistych kontaktów z antykomunistyczną partyzantką. Im bardziej się oddalał wojenny czas i normalizowało codzienne życie tym gorsze było morale tych zbrojnych grup nazywanych przez komunistów bandami. Dobrze było pogadać wieczorami o ludziach z lasu, którym przypisywano brawurę i czyny graniczące z fantazją. Dobre wieści z podziemia krzepiły w ludziach siłę przetrwania, tak było za Niemców. Za Ruskich partyzanci mścili się na ubekach, milicjantach i kapusiach. To była jedna strona medalu, niby chwalebna i chętnie eksponowana, ale była też strona mroczna, wstydliwie ukrywana. Ukrywający się partyzant musi jeść, na grzybach i jagodach nie wyżyje. Nie ulegało, więc wątpliwości, że ciężar utrzymania podziemia spadał na barki miejscowej ludności chłopskiej. Ludzie obrabowani przez Niemców i Sowietów nie mieli prawie nic i często głodowali. Bywało tak, że za dnia funkcjonariusze ludowej władzy zabierali gospodarzowi resztę zboża, trzymaną na zasiew. Pod osłoną nocy zaś łomotali do drzwi partyzanci żądając bimbru i żywności, jeśli nie dostali szlachtowali chłopu ostatniego prosiaka. Z czasem zdemoralizowane grupy zbrojne przestały się zadawalać rekwizycją żywności. Interesowało ich złoto i kosztowności. Było tego wprawdzie w ubogich wsiach tyle, co kot napłakał, ale patrioci z lasu nie gardzili ślubnymi obrączkami i innymi mniej cennymi przedmiotami. Nową specjalizacją leśnych stał się rabunek sklepów. Najlepiej, jeśli to były sklepy prywatne, bo zaskoczony właściciel oddawał pod groźbą użycia broni trzymane w domu pieniądze. Ofiarą rabusiów padały też sklepy spółdzielcze, głównie tekstylno-obuwnicze, gdzie przechowywano bele sukna o dużej wartości. We Woli przy ulicy Kościuszki stoi budynek wzniesiony niemałym trudem przez spółdzielców w latach międzywojennych. Mieściło się tam skromne biuro i gospoda „Kasia”. W głównej części budynku za potężnymi kratami i drzwiami obitymi blachą urządzono sklep tekstylno- odzieżowy. Po wojnie właśnie ten sklep stał się celem akcji bojowych zbrojnego podziemia. Na nic zdały się zabezpieczenia. Oświetlenie i stróż na etacie. Na widok nadchodzących głęboką nocą uzbrojonych ludzi, największym marzeniem stróża było schować się do mysiej nory. Pełniący kolejno wachtę mieszkańcy udawali ślepych i głuchych, a jeśli ktoś zauważył coś podejrzanego, za Boga nie odważył się uderzyć w wiszący na słupie żelazny lemiesz i milczał ja grób. Partyzanci nigdy nie żartowali i wymierzali donosicielom dotkliwe kary, od brutalnego pobicia po rozstrzelanie. Z upływem czasu te zbrojne watahy nie udawały nawet, że walczą z komuną, do cna zdemoralizowane, korzystając z powojennego chaosu trudniły się tylko rabunkiem, poszukiwaniem bulwersujących przygód i mocnych przeżyć. Większość tych rabusiów skutecznie ukrywała się przed bezpieką, ale nie byli w stanie ukryć się przed wzrokiem i językami mieszkańców, ani oni ani ich zdobyte niegodnie bogactwo. Takie były fakty zacierane jednak dość skutecznie w społecznej świadomości przez upływający czas. Z biegiem lat okazało się, że upływ czasu tak bardzo niesprzyjający faktom okazał się o wiele łaskawszy dla mitów. Starzejący się świadkowie tamtych wydarzeń ze zdumieniem spostrzegli, że watażkowie i rabusie zmienili się po latach w bohaterów nadstawiających piersi do zawieszania orderów i bez wstydu korzystający z niezasłużonych przywilejów. Rodziny pokrzywdzonych ze zdumieniem i grozą patrzyły na swoich prześladowców, gromadzących się pod zawołaniem Bóg, Honor, Ojczyzna. Nie pierwszy to i nie ostatni przykład bezczelnej hucpy, bo odwracanie kota ogonem jest głęboko zakorzenioną cechą w naszej świadomości.

Kleszczów » Re: Dylematy
Widowiskowe teatrum z Wandą Nowicką w roli głównej zagrane po mistrzowsku przez główne siły polityczne na sejmowej scenie, po raz kolejny przypomniało społeczeństwu starą prawdę, że koszula bliższa ciału niż sukmana. Władza i pieniądze zawsze chodziły i nadal chodzą w parze. Za pieniądze kupuje się władzę, a władza zapewnia dostęp do pieniędzy. Wanda Nowicka twierdzi, że broni interesów kobiet i jest tak być może, ale skoro władza otworzyła jej drzwi do skarbca, to dlaczego nie miałaby zadbać przede wszystkim o interes własny. Wszakże mówią; kijem tego co nie pilnuje swego. Nie byłoby nic szczególnego w zachowaniu wicemarszałkini, bowiem powszechnie znana jest fraza o wodzie sodowej, która uderza do głowy osobom nagle wyniesionym ponad szarą przeciętność bytowania. Gdyby nie postawa całej legislatury, która w głosowaniu nad jej odwołaniem zaaprobowała wątpliwą moralność wybrańców narodu, czerpiących z ogólnej kasy według własnych potrzeb, bez oglądania się na potrzeby tych, którzy ich wybrali. Trudno jakoś mimo dobrej woli dopatrzyć się szczególnych zasług, uprawniających wielką rzeszę urzędników państwowych i samorządowych do pobrania z podniesionym czołem dodatkowych pieniędzy za pracę. Tym bardziej, że wyniki badań opinii publicznej jednoznacznie wskazują na niezadowolenie przeważającej części społeczeństwa z pracy posłów, senatorów, całego rządu, poszczególnych ministrów oraz najważniejszych polityków zarówno obozu władzy jak i opozycji. Może to obawa, że nie zostaną ponownie wybrani skłania ich do finansowego zabezpieczenia się na przyszłość? Tak jednak nie jest, bowiem klasa polityczna tak skonstruowała ordynacje wyborcze i partyjne statuty, że wybór do organów przedstawicielskich zależy wyłącznie od umieszczenia kandydata na liście wyborczej przez partyjnego guru. Pieniądze na nagrody dla polityków i ich ludzi, o których głośno w ostatnim czasie stanowią tylko wierzchołek góry lodowej wobec milionów dodatkowo wypłaconym administracji w województwach, powiatach i gminach. Nic nie znaczą w tej sytuacji mętne tłumaczenia, że bulwersujące nagrody zostały przyznane zgodnie z prawem. Pozostają one rażąco wysokie w stosunku do uposażeń zwykłych ludzi. Polska jest wprawdzie państwem prawa, ale złego prawa uchwalonego przez rządzących, na własny użytek i dla własnych korzyści. Marnotrawstwo środków i sił było jednym z grzechów głównych gospodarki w Polsce Ludowej. Oponenci tamtego ustroju przypisywali przyczyny tego stanu rzeczy socjalizmowi. Okazało się jednak, że niekompetencja, nieudolność i korupcja obecnej władzy przerasta o niebo, niesławne doświadczenia tamtej nomenklatury. Przykładów nie da się zliczyć. Każdy kolejny bardziej bulwersujący od poprzedniego. Wybudowano lotnisko w Modlinie za pieniądze podatnika, z pasem startowym naszpikowanym grudkami marglu jak świąteczne ciasto rodzynkami; Tymczasem każdy domorosły betoniarz wie, że obecność marglu dyskwalifikuje kruszywo, gdyż ten wystawiony na działanie wody kruszy beton, w którym się znajdzie. Odpowiedzialnych za ten blamaż urzędników jak zwykle nie ma. Polska oszustwem stoi. Brak jest przyzwoitej alternatywy dla tej władzy. Nie poszły jeszcze w niepamięć występki IV RP. Przebywający w Nowym Jorku prezydent biednej Polski wynajął dla swojej świty całe piętro najdroższego hotelu. Indagowany o tą rozrzutność premier, prywatnie brat prezydenta oświadczył, że Rzeczpospolita jest zbyt dumna, żeby uprawiać dziadostwo. W takim razie dlaczego mamy w kraju tylu wykluczonych żyjących w nędzy i tylu doświadczających życia we wstydliwym ubóstwie? Państwo polskie to dziś państwo Tuska, Kaczyńskiego, Millera i kliku innych, pomniejszych, lecz wpływowych graczy politycznych. To państwo dramatycznie rosnących nierówności społecznych. Kraj ogromnych dysproporcji, od bezwstydnego bogactwa, jakże często o wątpliwej legalności, do wstydliwego ubóstwa pędzącego setki tysięcy młodych ludzi na zarobkową emigrację i żałosnej nędzy coraz większej rzeszy wykluczonych z podziału produktu społecznego. Tak ostrego podziału na ”My” i „Oni” jeszcze w Polsce nie było. Złowieszczej aktualności nabierają utwory wybitnych pisarzy XIX wieku. Nowele „Antek”, „Janko Muzykant” czy wiersz Konopnickiej „ W piwnicznej izbie” pasują jak ulał do dzisiejszej rzeczywistości. Krajem rządzi tajna korporacja stworzona przez postsolidarnościową klasę polityczną. To coś w rodzaju „Układu”, którym straszył Jarosław Kaczyński. Miał rację, tylko tyle, że on sam i jego frakcja są integralną częścią tego układu. Wprawdzie przywódcy dwóch największych ugrupowań szczerze się nienawidzą, ale w kwestii utrzymania się w na politycznej orbicie działacze wszystkich frakcji są na tyle zblatowani, żeby korporacja władzy mogła dobrze funkcjonować.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Widowiskowe teatrum z Wandą Nowicką w roli głównej zagrane po mistrzowsku przez główne siły polityczne na sejmowej scenie, po raz kolejny przypomniało społeczeństwu starą prawdę, że koszula bliższa ciału niż sukmana. Władza i pieniądze zawsze chodziły i nadal chodzą w parze. Za pieniądze kupuje się władzę, a władza zapewnia dostęp do pieniędzy. Wanda Nowicka twierdzi, że broni interesów kobiet i jest tak być może, ale skoro władza otworzyła jej drzwi do skarbca, to dlaczego nie miałaby zadbać przede wszystkim o interes własny. Wszakże mówią; kijem tego co nie pilnuje swego. Nie byłoby nic szczególnego w zachowaniu wicemarszałkini, bowiem powszechnie znana jest fraza o wodzie sodowej, która uderza do głowy osobom nagle wyniesionym ponad szarą przeciętność bytowania. Gdyby nie postawa całej legislatury, która w głosowaniu nad jej odwołaniem zaaprobowała wątpliwą moralność wybrańców narodu, czerpiących z ogólnej kasy według własnych potrzeb, bez oglądania się na potrzeby tych, którzy ich wybrali. Trudno jakoś mimo dobrej woli dopatrzyć się szczególnych zasług, uprawniających wielką rzeszę urzędników państwowych i samorządowych do pobrania z podniesionym czołem dodatkowych pieniędzy za pracę. Tym bardziej, że wyniki badań opinii publicznej jednoznacznie wskazują na niezadowolenie przeważającej części społeczeństwa z pracy posłów, senatorów, całego rządu, poszczególnych ministrów oraz najważniejszych polityków zarówno obozu władzy jak i opozycji. Może to obawa, że nie zostaną ponownie wybrani skłania ich do finansowego zabezpieczenia się na przyszłość? Tak jednak nie jest, bowiem klasa polityczna tak skonstruowała ordynacje wyborcze i partyjne statuty, że wybór do organów przedstawicielskich zależy wyłącznie od umieszczenia kandydata na liście wyborczej przez partyjnego guru. Pieniądze na nagrody dla polityków i ich ludzi, o których głośno w ostatnim czasie stanowią tylko wierzchołek góry lodowej wobec milionów dodatkowo wypłaconym administracji w województwach, powiatach i gminach. Nic nie znaczą w tej sytuacji mętne tłumaczenia, że bulwersujące nagrody zostały przyznane zgodnie z prawem. Pozostają one rażąco wysokie w stosunku do uposażeń zwykłych ludzi. Polska jest wprawdzie państwem prawa, ale złego prawa uchwalonego przez rządzących, na własny użytek i dla własnych korzyści. Marnotrawstwo środków i sił było jednym z grzechów głównych gospodarki w Polsce Ludowej. Oponenci tamtego ustroju przypisywali przyczyny tego stanu rzeczy socjalizmowi. Okazało się jednak, że niekompetencja, nieudolność i korupcja obecnej władzy przerasta o niebo, niesławne doświadczenia tamtej nomenklatury. Przykładów nie da się zliczyć. Każdy kolejny bardziej bulwersujący od poprzedniego. Wybudowano lotnisko w Modlinie za pieniądze podatnika, z pasem startowym naszpikowanym grudkami marglu jak świąteczne ciasto rodzynkami; Tymczasem każdy domorosły betoniarz wie, że obecność marglu dyskwalifikuje kruszywo, gdyż ten wystawiony na działanie wody kruszy beton, w którym się znajdzie. Odpowiedzialnych za ten blamaż urzędników jak zwykle nie ma. Polska oszustwem stoi. Brak jest przyzwoitej alternatywy dla tej władzy. Nie poszły jeszcze w niepamięć występki IV RP. Przebywający w Nowym Jorku prezydent biednej Polski wynajął dla swojej świty całe piętro najdroższego hotelu. Indagowany o tą rozrzutność premier, prywatnie brat prezydenta oświadczył, że Rzeczpospolita jest zbyt dumna, żeby uprawiać dziadostwo. W takim razie dlaczego mamy w kraju tylu wykluczonych żyjących w nędzy i tylu doświadczających życia we wstydliwym ubóstwie? Państwo polskie to dziś państwo Tuska, Kaczyńskiego, Millera i kliku innych, pomniejszych, lecz wpływowych graczy politycznych. To państwo dramatycznie rosnących nierówności społecznych. Kraj ogromnych dysproporcji, od bezwstydnego bogactwa, jakże często o wątpliwej legalności, do wstydliwego ubóstwa pędzącego setki tysięcy młodych ludzi na zarobkową emigrację i żałosnej nędzy coraz większej rzeszy wykluczonych z podziału produktu społecznego. Tak ostrego podziału na ”My” i „Oni” jeszcze w Polsce nie było. Złowieszczej aktualności nabierają utwory wybitnych pisarzy XIX wieku. Nowele „Antek”, „Janko Muzykant” czy wiersz Konopnickiej „ W piwnicznej izbie” pasują jak ulał do dzisiejszej rzeczywistości. Krajem rządzi tajna korporacja stworzona przez postsolidarnościową klasę polityczną. To coś w rodzaju „Układu”, którym straszył Jarosław Kaczyński. Miał rację, tylko tyle, że on sam i jego frakcja są integralną częścią tego układu. Wprawdzie przywódcy dwóch największych ugrupowań szczerze się nienawidzą, ale w kwestii utrzymania się w na politycznej orbicie działacze wszystkich frakcji są na tyle zblatowani, żeby korporacja władzy mogła dobrze funkcjonować.

Kleszczów » Bezpłatne porady specjalistów !
Już od 12 lat 23 lutego w Polsce obchodzony jest Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Klinika Wolmed po raz kolejny, w trosce o zdrowie psychiczne mieszkańców, w dniach 18-22 lutego organizuje Tydzień Walki z Depresją. W tym czasie w Poradniach Zdrowia Psychicznego w Bełchatowie (18-22 luty), Piotrkowie Tryb. (19-21 luty) i Pajęcznie (18-22 luty) będzie można skorzystać z bezpłatnych porad specjalistów psychiatrii i psychologów. Zapisy na poszczególne dni przyjmowane są pod numerami tel.: Poradnia Zdrowia Psychicznego w Bełchatowie, ul. Opalowa 9, tel. (44) 633-78-99 Poradnia Zdrowia Psychicznego w Piotrkowie Tryb., Al. 3 Maja 2, tel. (44) 649-96-12 Poradnia Zdrowia Psychicznego w Pajęcznie, ul. Wiśniowa 1, tel. (34) 311-24-47

Zelów » Bezpłatne porady specjalistów !
Już od 12 lat 23 lutego w Polsce obchodzony jest Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Klinika Wolmed po raz kolejny, w trosce o zdrowie psychiczne mieszkańców, w dniach 18-22 lutego organizuje Tydzień Walki z Depresją. W tym czasie w Poradniach Zdrowia Psychicznego w Bełchatowie (18-22 luty), Piotrkowie Tryb. (19-21 luty) i Pajęcznie (18-22 luty) będzie można skorzystać z bezpłatnych porad specjalistów psychiatrii i psychologów. Zapisy na poszczególne dni przyjmowane są pod numerami tel.: Poradnia Zdrowia Psychicznego w Bełchatowie, ul. Opalowa 9, tel. (44) 633-78-99 Poradnia Zdrowia Psychicznego w Piotrkowie Tryb., Al. 3 Maja 2, tel. (44) 649-96-12 Poradnia Zdrowia Psychicznego w Pajęcznie, ul. Wiśniowa 1, tel. (34) 311-24-47

Bełchatów » Bezpłatne porady specjalistów !
Już od 12 lat 23 lutego w Polsce obchodzony jest Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Klinika Wolmed po raz kolejny, w trosce o zdrowie psychiczne mieszkańców, w dniach 18-22 lutego organizuje Tydzień Walki z Depresją. W tym czasie w Poradniach Zdrowia Psychicznego w Bełchatowie (18-22 luty), Piotrkowie Tryb. (19-21 luty) i Pajęcznie (18-22 luty) będzie można skorzystać z bezpłatnych porad specjalistów psychiatrii i psychologów. Zapisy na poszczególne dni przyjmowane są pod numerami tel.: Poradnia Zdrowia Psychicznego w Bełchatowie, ul. Opalowa 9, tel. (44) 633-78-99 Poradnia Zdrowia Psychicznego w Piotrkowie Tryb., Al. 3 Maja 2, tel. (44) 649-96-12 Poradnia Zdrowia Psychicznego w Pajęcznie, ul. Wiśniowa 1, tel. (34) 311-24-47

Kleszczów » Re: Dylematy
Ten ma władzę, kto ma siłę. Utrata siły jest równoznaczna z utratą władzy. Walka o dominację jest motorem napędowym ludzkiej cywilizacji. We wszystkich systemach społecznych od tyranii po demokrację zawsze chodzi o jedno i to samo. O zdobycie i utrzymanie władzy. Cała retoryka usiłująca przypisać uczestnikom tych zmagań szlachetne intencje to tylko mniej lub bardziej zręczny kamuflaż. To zasłona dymna kryjąca prawdziwe intencje dążących do hegemonii podmiotów życia politycznego, pozwalająca im łatwiej ujarzmić lub chociażby podporządkować sobie resztę populacji. W dzisiejszych czasach jest trudniej niż kiedykolwiek skupić całą władzę w rękach jednej osoby, a nawet formacji. Jeśli więc nie można przejąć całej puli, należy przy pomocy wszelkich, możliwych do zastosowania środków wyrąbać sobie jak największą część owego plastra miodu nazywanego sferą rządzenia. W III Rzeczpospolitej trwa właśnie widowiskowy spektakl przed zafascynowaną publicznością, której liczebność bije na głowę nawet tłumy wielbicieli telewizyjnych, mydlanych seriali. Na zapleczu tej sceny działają polityczni gracze. Wciskając odpowiednie guziki kreślą wektory, którymi z różnym skutkiem próbują sterować życiem społeczeństwa, według wyznawanych i głoszonych przez siebie ideologii. Wśród suwerenów za szczególnie potężny uchodzi Kościół. Za komunizmu Kościół katolicki w Polsce był ostoją konserwatyzmu i nie podlegał erozji podobnej do swoich zachodnich odpowiedników, wystawionych na niszczące działanie konsumpcjonizmu i popkultury. Z braku legalnej opozycji przyjął na siebie zadanie miękkiej konfrontacji z reżymem. Stanowił przewagę dla wszechobecnej i niemal wszechmocnej partii komunistycznej i moralne oparcie dla katolickiego społeczeństwa. Z tego powodu księża, a szczególnie hierarchowie byli, co najmniej w tym samym stopniu politykami, co kapłanami. Są przesłanki ku temu, żeby twierdzić, że tak zostało do dziś. Zasadność tej oceny potwierdzają wypowiedzi wysoko postawionych osób życia publicznego po śmierci prymasa Józefa Glempa. Więcej w nich faktów o tym, co ten szlachetny człowiek zrobił dla Polski jako polityk, niż o jego kapłańskich zasługach dla duszy ludzkiej. Dewizą rządzących w Polsce komunistów było zawołanie. – Partia kieruje, rząd rządzi. Komunizm upadł, ale zasada pozostała. Po pewnej modyfikacji przejął ją zwycięski Kościół. Konkordat, Komisja Majątkowa i wprowadzenie religii do szkół dało klerowi potężny wpływ na wszystkie dziedziny życia w kraju. Niestety w tym samym czasie Kościół musiał stawić czoła fali konsumpcjonizmu i laicyzacji, która po zniesieniu granic wdarła się ze „zgniłego” Zachodu do kraju z siłą wodospadu. Kompletnie nieprzygotowani do tej inwazji hierarchowie nie potrafili utrzymać rządu dusz, które ochoczo ruszyły używać życia i zupełnie ignorując siedem grzechów głównych zaciągały na konsumpcję coraz większe kredyty. Co gorzej tym samym tropem ruszył kler, dając tym samym zły przykład szeregowym katolikom. Z powodu braku osiągnięć na niwie ewangelizacji hierarchowie postanowili posłużyć się państwem do szerzenia prawd wiary, inspirując prawodawcę do wydawania nakazów i zakazów obwarowanych sankcjami z penalizacją włącznie. Episkopat dufający sobie, że jest dyspozytariuszem jedynej, objawionej przez Boga prawdy, uważa się za organ nadrzędny wobec państwa. Żądają, więc hierarchowie ustanowienia takich regulacji prawnych, które wprowadziłyby w Polsce system oparty na społecznej nauce Kościoła. Nic, więc dziwnego, że nie tylko nie liczą się z pragnieniami i potrzebami ludzi myślących inaczej, lecz z podziwu godną konsekwencją zwalczają wszelkie inicjatywy legislacyjne zmierzające do prawnego uregulowania statusu mniejszości seksualnych. Polem bitwy światopoglądowej bywa najczęściej sala Sejmu, gdzie prawicowa, inspirowana przez Kościół nadreprezentacja poselska nie dopuszcza do debaty nad jakąkolwiek legalizacją jednopłciowych związków partnerskich i do pozytywnego unormowania leczenia bezpłodności metoda in vitro. Katolicy mają prawo wierzyć, że Kościół jest święty, bo jest w nim Duch Święty, ale dla niekatolików jest to tylko godna szacunku wspólnota wierzących, której duchowi przywódcy nie mają prawa zabraniać innym żyć według własnych upodobań, o ile te nie naruszają praw innych ludzi. Nie powinni łączyć tego co Boskie z tym co cesarskie. Chrystus nie pisał listów do rzymskich senatorów i nie podejmował prób uzyskania wpływu na rzymskie prawo. Nie brał udziału w państwowych uroczystościach. Głosił swoją naukę ludziom, pokazywał im drogę prowadząca do zbawienia. Dziś Kościół Chrystusowy ma nieporównywalnie większe możliwości głoszenia ewangelii od swego, Boskiego założyciela. Do dyspozycji polskiego duchowieństwa stoi tysiące świątyń, zapełniających się wiernymi. W tysiącach szkół młodzież chodzi na lekcje religii. Głoszący Słowo Boże i społeczną naukę Kościoła mogą korzystać z elektronicznych i papierowych mediów. Zwrócono Kościołowi z naddatkiem zabrany przez komunistów majątek. Atakowane często przez księży za bezbożność państwo utrzymuje ich za pośrednictwem Funduszu Kościelnego. Może, więc nadszedł czas, aby nie obciążać wyłącznie innych za demoralizację katolickiego w większości społeczeństwa, tylko winnych poszukać także we własnych szeregach. Metoda wykluczania ze społeczeństwa ludzi niemieszczących się w oficjalnym kanonie ideologicznym źle się bowiem kojarzy i już dawno temu doszczętnie się skompromitowała.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Ten ma władzę, kto ma siłę. Utrata siły jest równoznaczna z utratą władzy. Walka o dominację jest motorem napędowym ludzkiej cywilizacji. We wszystkich systemach społecznych od tyranii po demokrację zawsze chodzi o jedno i to samo. O zdobycie i utrzymanie władzy. Cała retoryka usiłująca przypisać uczestnikom tych zmagań szlachetne intencje to tylko mniej lub bardziej zręczny kamuflaż. To zasłona dymna kryjąca prawdziwe intencje dążących do hegemonii podmiotów życia politycznego, pozwalająca im łatwiej ujarzmić lub chociażby podporządkować sobie resztę populacji. W dzisiejszych czasach jest trudniej niż kiedykolwiek skupić całą władzę w rękach jednej osoby, a nawet formacji. Jeśli więc nie można przejąć całej puli, należy przy pomocy wszelkich, możliwych do zastosowania środków wyrąbać sobie jak największą część owego plastra miodu nazywanego sferą rządzenia. W III Rzeczpospolitej trwa właśnie widowiskowy spektakl przed zafascynowaną publicznością, której liczebność bije na głowę nawet tłumy wielbicieli telewizyjnych, mydlanych seriali. Na zapleczu tej sceny działają polityczni gracze. Wciskając odpowiednie guziki kreślą wektory, którymi z różnym skutkiem próbują sterować życiem społeczeństwa, według wyznawanych i głoszonych przez siebie ideologii. Wśród suwerenów za szczególnie potężny uchodzi Kościół. Za komunizmu Kościół katolicki w Polsce był ostoją konserwatyzmu i nie podlegał erozji podobnej do swoich zachodnich odpowiedników, wystawionych na niszczące działanie konsumpcjonizmu i popkultury. Z braku legalnej opozycji przyjął na siebie zadanie miękkiej konfrontacji z reżymem. Stanowił przewagę dla wszechobecnej i niemal wszechmocnej partii komunistycznej i moralne oparcie dla katolickiego społeczeństwa. Z tego powodu księża, a szczególnie hierarchowie byli, co najmniej w tym samym stopniu politykami, co kapłanami. Są przesłanki ku temu, żeby twierdzić, że tak zostało do dziś. Zasadność tej oceny potwierdzają wypowiedzi wysoko postawionych osób życia publicznego po śmierci prymasa Józefa Glempa. Więcej w nich faktów o tym, co ten szlachetny człowiek zrobił dla Polski jako polityk, niż o jego kapłańskich zasługach dla duszy ludzkiej. Dewizą rządzących w Polsce komunistów było zawołanie. – Partia kieruje, rząd rządzi. Komunizm upadł, ale zasada pozostała. Po pewnej modyfikacji przejął ją zwycięski Kościół. Konkordat, Komisja Majątkowa i wprowadzenie religii do szkół dało klerowi potężny wpływ na wszystkie dziedziny życia w kraju. Niestety w tym samym czasie Kościół musiał stawić czoła fali konsumpcjonizmu i laicyzacji, która po zniesieniu granic wdarła się ze „zgniłego” Zachodu do kraju z siłą wodospadu. Kompletnie nieprzygotowani do tej inwazji hierarchowie nie potrafili utrzymać rządu dusz, które ochoczo ruszyły używać życia i zupełnie ignorując siedem grzechów głównych zaciągały na konsumpcję coraz większe kredyty. Co gorzej tym samym tropem ruszył kler, dając tym samym zły przykład szeregowym katolikom. Z powodu braku osiągnięć na niwie ewangelizacji hierarchowie postanowili posłużyć się państwem do szerzenia prawd wiary, inspirując prawodawcę do wydawania nakazów i zakazów obwarowanych sankcjami z penalizacją włącznie. Episkopat dufający sobie, że jest dyspozytariuszem jedynej, objawionej przez Boga prawdy, uważa się za organ nadrzędny wobec państwa. Żądają, więc hierarchowie ustanowienia takich regulacji prawnych, które wprowadziłyby w Polsce system oparty na społecznej nauce Kościoła. Nic, więc dziwnego, że nie tylko nie liczą się z pragnieniami i potrzebami ludzi myślących inaczej, lecz z podziwu godną konsekwencją zwalczają wszelkie inicjatywy legislacyjne zmierzające do prawnego uregulowania statusu mniejszości seksualnych. Polem bitwy światopoglądowej bywa najczęściej sala Sejmu, gdzie prawicowa, inspirowana przez Kościół nadreprezentacja poselska nie dopuszcza do debaty nad jakąkolwiek legalizacją jednopłciowych związków partnerskich i do pozytywnego unormowania leczenia bezpłodności metoda in vitro. Katolicy mają prawo wierzyć, że Kościół jest święty, bo jest w nim Duch Święty, ale dla niekatolików jest to tylko godna szacunku wspólnota wierzących, której duchowi przywódcy nie mają prawa zabraniać innym żyć według własnych upodobań, o ile te nie naruszają praw innych ludzi. Nie powinni łączyć tego co Boskie z tym co cesarskie. Chrystus nie pisał listów do rzymskich senatorów i nie podejmował prób uzyskania wpływu na rzymskie prawo. Nie brał udziału w państwowych uroczystościach. Głosił swoją naukę ludziom, pokazywał im drogę prowadząca do zbawienia. Dziś Kościół Chrystusowy ma nieporównywalnie większe możliwości głoszenia ewangelii od swego, Boskiego założyciela. Do dyspozycji polskiego duchowieństwa stoi tysiące świątyń, zapełniających się wiernymi. W tysiącach szkół młodzież chodzi na lekcje religii. Głoszący Słowo Boże i społeczną naukę Kościoła mogą korzystać z elektronicznych i papierowych mediów. Zwrócono Kościołowi z naddatkiem zabrany przez komunistów majątek. Atakowane często przez księży za bezbożność państwo utrzymuje ich za pośrednictwem Funduszu Kościelnego. Może, więc nadszedł czas, aby nie obciążać wyłącznie innych za demoralizację katolickiego w większości społeczeństwa, tylko winnych poszukać także we własnych szeregach. Metoda wykluczania ze społeczeństwa ludzi niemieszczących się w oficjalnym kanonie ideologicznym źle się bowiem kojarzy i już dawno temu doszczętnie się skompromitowała.

Kleszczów » Re: Dylematy
Historia nauczycielka życia ma wiele dowodów na to, że każdy rewolucjonista, jeśli już rebelia, w której uczestniczy wyjdzie zwycięsko z dziejowego zakrętu, szybko i bez skrupułów porzuca szczytne hasła, które służyły mu za legitymację, uprawniającą do walki z ekipą dotychczas dzierżącą władzę. Nowa władza zawsze szybko wchodzi w pielesze, z których wyrugowała obalonych poprzedników. Zaczyna obrastać w tłuszczyk, ustanawia takie prawa i tworzy struktury, które mają zapewnić jej hegemonię nad społeczeństwem. Konia z rzędem temu z dzisiejszych prominentów który potrafiłby bezbłędnie wymieć 21 postulatów ogłoszonych w upadłej dziś stoczni, sformułowanych przez słynny Zakładowy Komitet Strajkowy. Wydaje się, że już nie chcą pamiętać o co walczyli, związkowi działacze szczodrze obdarowywani Orłami Białymi przez kolegę prezydenta. Po nieudanym eksperymencie z socjalizmem realnym, Polska w krótkim czasie cofnęła się mentalnie sto lat. Rozwarstwienie społeczne jest dziś nawet większe niż w szczytowym okresie rozwoju dzikiego kapitalizmu. Co gorzej idą w ruinę budowane przez lata z wielkim pietyzmem instytucje i systemy, regulujące wzajemne relacje elit z dołami społecznymi. Pod naporem chciwości wyrosłej na nieuczciwej prywatyzacji nowej burżuazji ulegają demontażowi zdobycze socjalne, którymi dawny system obdarzył ludzi, stanowiących trzon sił wytwórczych. O ośmiogodzinnym dniu pracy można już tylko pomarzyć, a dawne prawo do pracy zastąpił przywilej, skąpo przydzielany potrzebującym z wyjątkiem osób wybranych, korzystających z układów, dojść i rodzinno-koleżeńskich konotacji. Krokiem wstecz było powszechne podwyższenie wieku emerytalnego przy kosmetycznym modelowaniu przywilejów emerytalnych funkcjonariuszy państwa. Wprowadzony z propagandowym szumem tak zwany III filar emerytalny okazał się wielkim niewypałem dla emerytów i źródłem łatwych pieniędzy dla bezczelnych spryciarzy. Dziś z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że właśnie w tym celu został powołany do życia. Miejsce rozwiązań systemowych zapewniających ludziom będącym w przymusowej potrzebie godne korzystanie z pomocy państwa zajmuje teraz dobroczynność, a raczej chaos żebraczy, który w dużej części sprowadza się do wspomagania w drodze łaski biedaków, których wcześniej bezlitośnie się obrabowało na oczach prawa, napisanego na potrzeby nowej klasy posiadającej, dążącej do maksymalizacji zysków i pomnażania bogactwa ponad rzeczywiste potrzeby. Nie zmienia tej prawdy nawet wspaniała akcja charytatywna Jerzego Owsiaka, która pokazuje jak wielkie są zasoby ludzkiej solidarności, niestety odrzucone przez system oparty na chciwości, wyzysku, lichwie i spekulacji. Społeczeństwo w sposób nieodwracalny rozpadło się na dwa zasadnicze segmenty: beneficjentów przemian ustrojowych i wykluczonych z podziału produktu globalnego. Nowobogaccy zasiadają przy stołach uginających się od wszelkiej obfitości, spychając swych mniej zachłannych i zaradnych bliźnich do kuchni brata Alberta, cuchnących noclegowni, a w najlepszym przypadku przed drzwi biur pomocy społecznej. Zakotwiczenie naszego państwa w strukturach zachodniego świata zostało okupione utratą znacznej części odzyskanej na krótko suwerenności. W epoce globalizmu wszelka władza pochodzi od wszechmocnej oligarchii finansowej, więc rządy państw wielkości Polski są w pewnym sensie dyspozytariuszami i wykonawcami dyrektyw, narzucanych przez prawdziwych suwerenów, rezydujących w światowych centrach finansowych. W rezultacie rząd Rzeczpospolitej pełni tylko rolę zarządu krajowego, o ograniczonych prerogatywach. Mimo tej oczywistej podległości Warszawa dysponuje na tyle szerokim wachlarzem kompetencji, że każdego dnia toczy się na wielu frontach bezpardonowa walka o władzę nad krajowym chaosem, nazywanym jakby dla kpiny państwem prawa. Głównymi antagonistami w tej permanentnej batalii są dwie prawicowe formacje, wyrosłe na tkance ruchu społecznego nazywanego kiedyś „Solidarnością”. Upraszczając i trywializując co nieco można scharakteryzować te zmagania, jako walkę postu z karnawałem. Konserwatywna prawica spod znaku smoleńskiego próbuje wyrąbać sobie dostęp do publicznych stołków, gromadząc swój elektorat po sztandarami wiary i patriotyzmu. Ukrywa przy tym skrzętnie prawdziwe oblicze elitarnej formacji, dążącej do pełnego dostępu do publicznej kasy i bezwzględnego podporządkowania sobie społeczeństwa, o którym cynicznie mówi, że ciemny lud wszystko kupi, jeśli będzie poddany skutecznej manipulacji. Dotyczy to szczególnie tak zwanego „ludu bożego”. Inna prawicowa potęga o liberalnym zabarwieniu broni zaciekle zdobytych przed kilkoma laty pozycji rządowych. Pierwszeństwo w sondażach zawdzięcza preferowaniu konsumpcyjnego stylu życia. Niestety nie wszyscy mają to szczęście uczestniczyć w biesiadzie. Oba te odłamy utrzymują się na wierzchołku życia politycznego tylko dlatego, że zbudowały model pozwalający ludziom żyć na kredyt, czyli na koszt przyszłych pokoleń. O tej bezwzględnej rywalizacji dają znać raz po raz incydenty, które niczym tryskające gejzery przypominają, o wrzeniu pod cienką warstwą blichtru, złożonego z kłamstwa, hipokryzji i obłudy. Kolejny dowód potwierdzający tę tezę to komentarz sędziego Igora Tulei, który otworzył oczy społeczeństwa na metody budowania tak zwanej IV RP, przy pomocy partyjnej policji politycznej, która miała dostarczać dowody korupcji, ale tylko wśród funkcjonariuszy i zwolenników konkurencyjnych partii. Na czele tej supersłużby postawiono znanego zadymiarza i tytułowano go ministrem. Za publicznie ujawnienie bezprawnego i represyjnego działania władzy spotkały sędziego niewybredne ataki z tego samego repertuaru, jakim posłużono się przy prześladowaniu, doprowadzonej do tragicznej śmierci opozycyjnej posłanki Barbary Blidy. Nie daj Bóg, żeby odważny sędzia, który wypełnił swój obowiązek okazał się kolejną ofiarą tej brudnej wojenki.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Historia nauczycielka życia ma wiele dowodów na to, że każdy rewolucjonista, jeśli już rebelia, w której uczestniczy wyjdzie zwycięsko z dziejowego zakrętu, szybko i bez skrupułów porzuca szczytne hasła, które służyły mu za legitymację, uprawniającą do walki z ekipą dotychczas dzierżącą władzę. Nowa władza zawsze szybko wchodzi w pielesze, z których wyrugowała obalonych poprzedników. Zaczyna obrastać w tłuszczyk, ustanawia takie prawa i tworzy struktury, które mają zapewnić jej hegemonię nad społeczeństwem. Konia z rzędem temu z dzisiejszych prominentów który potrafiłby bezbłędnie wymieć 21 postulatów ogłoszonych w upadłej dziś stoczni, sformułowanych przez słynny Zakładowy Komitet Strajkowy. Wydaje się, że już nie chcą pamiętać o co walczyli, związkowi działacze szczodrze obdarowywani Orłami Białymi przez kolegę prezydenta. Po nieudanym eksperymencie z socjalizmem realnym, Polska w krótkim czasie cofnęła się mentalnie sto lat. Rozwarstwienie społeczne jest dziś nawet większe niż w szczytowym okresie rozwoju dzikiego kapitalizmu. Co gorzej idą w ruinę budowane przez lata z wielkim pietyzmem instytucje i systemy, regulujące wzajemne relacje elit z dołami społecznymi. Pod naporem chciwości wyrosłej na nieuczciwej prywatyzacji nowej burżuazji ulegają demontażowi zdobycze socjalne, którymi dawny system obdarzył ludzi, stanowiących trzon sił wytwórczych. O ośmiogodzinnym dniu pracy można już tylko pomarzyć, a dawne prawo do pracy zastąpił przywilej, skąpo przydzielany potrzebującym z wyjątkiem osób wybranych, korzystających z układów, dojść i rodzinno-koleżeńskich konotacji. Krokiem wstecz było powszechne podwyższenie wieku emerytalnego przy kosmetycznym modelowaniu przywilejów emerytalnych funkcjonariuszy państwa. Wprowadzony z propagandowym szumem tak zwany III filar emerytalny okazał się wielkim niewypałem dla emerytów i źródłem łatwych pieniędzy dla bezczelnych spryciarzy. Dziś z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że właśnie w tym celu został powołany do życia. Miejsce rozwiązań systemowych zapewniających ludziom będącym w przymusowej potrzebie godne korzystanie z pomocy państwa zajmuje teraz dobroczynność, a raczej chaos żebraczy, który w dużej części sprowadza się do wspomagania w drodze łaski biedaków, których wcześniej bezlitośnie się obrabowało na oczach prawa, napisanego na potrzeby nowej klasy posiadającej, dążącej do maksymalizacji zysków i pomnażania bogactwa ponad rzeczywiste potrzeby. Nie zmienia tej prawdy nawet wspaniała akcja charytatywna Jerzego Owsiaka, która pokazuje jak wielkie są zasoby ludzkiej solidarności, niestety odrzucone przez system oparty na chciwości, wyzysku, lichwie i spekulacji. Społeczeństwo w sposób nieodwracalny rozpadło się na dwa zasadnicze segmenty: beneficjentów przemian ustrojowych i wykluczonych z podziału produktu globalnego. Nowobogaccy zasiadają przy stołach uginających się od wszelkiej obfitości, spychając swych mniej zachłannych i zaradnych bliźnich do kuchni brata Alberta, cuchnących noclegowni, a w najlepszym przypadku przed drzwi biur pomocy społecznej. Zakotwiczenie naszego państwa w strukturach zachodniego świata zostało okupione utratą znacznej części odzyskanej na krótko suwerenności. W epoce globalizmu wszelka władza pochodzi od wszechmocnej oligarchii finansowej, więc rządy państw wielkości Polski są w pewnym sensie dyspozytariuszami i wykonawcami dyrektyw, narzucanych przez prawdziwych suwerenów, rezydujących w światowych centrach finansowych. W rezultacie rząd Rzeczpospolitej pełni tylko rolę zarządu krajowego, o ograniczonych prerogatywach. Mimo tej oczywistej podległości Warszawa dysponuje na tyle szerokim wachlarzem kompetencji, że każdego dnia toczy się na wielu frontach bezpardonowa walka o władzę nad krajowym chaosem, nazywanym jakby dla kpiny państwem prawa. Głównymi antagonistami w tej permanentnej batalii są dwie prawicowe formacje, wyrosłe na tkance ruchu społecznego nazywanego kiedyś „Solidarnością”. Upraszczając i trywializując co nieco można scharakteryzować te zmagania, jako walkę postu z karnawałem. Konserwatywna prawica spod znaku smoleńskiego próbuje wyrąbać sobie dostęp do publicznych stołków, gromadząc swój elektorat po sztandarami wiary i patriotyzmu. Ukrywa przy tym skrzętnie prawdziwe oblicze elitarnej formacji, dążącej do pełnego dostępu do publicznej kasy i bezwzględnego podporządkowania sobie społeczeństwa, o którym cynicznie mówi, że ciemny lud wszystko kupi, jeśli będzie poddany skutecznej manipulacji. Dotyczy to szczególnie tak zwanego „ludu bożego”. Inna prawicowa potęga o liberalnym zabarwieniu broni zaciekle zdobytych przed kilkoma laty pozycji rządowych. Pierwszeństwo w sondażach zawdzięcza preferowaniu konsumpcyjnego stylu życia. Niestety nie wszyscy mają to szczęście uczestniczyć w biesiadzie. Oba te odłamy utrzymują się na wierzchołku życia politycznego tylko dlatego, że zbudowały model pozwalający ludziom żyć na kredyt, czyli na koszt przyszłych pokoleń. O tej bezwzględnej rywalizacji dają znać raz po raz incydenty, które niczym tryskające gejzery przypominają, o wrzeniu pod cienką warstwą blichtru, złożonego z kłamstwa, hipokryzji i obłudy. Kolejny dowód potwierdzający tę tezę to komentarz sędziego Igora Tulei, który otworzył oczy społeczeństwa na metody budowania tak zwanej IV RP, przy pomocy partyjnej policji politycznej, która miała dostarczać dowody korupcji, ale tylko wśród funkcjonariuszy i zwolenników konkurencyjnych partii. Na czele tej supersłużby postawiono znanego zadymiarza i tytułowano go ministrem. Za publicznie ujawnienie bezprawnego i represyjnego działania władzy spotkały sędziego niewybredne ataki z tego samego repertuaru, jakim posłużono się przy prześladowaniu, doprowadzonej do tragicznej śmierci opozycyjnej posłanki Barbary Blidy. Nie daj Bóg, żeby odważny sędzia, który wypełnił swój obowiązek okazał się kolejną ofiarą tej brudnej wojenki.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Prawica szalona czy wyrachowana? Szaleństwo polskiej prawicy, tak bardzo rzucające się w oczy wcale nie jest takie oczywiste. Wystarczy zedrzeć z rzekomych dogmatyków maskę patriotyczno-smoleńską, żeby zauważyć, że jest to formacja bardzo wyrachowana i nieugięta w walce o własne, egoistyczne interesy. Dotyczy to oczywiście prawicowej elity, czyli dygnitarzy i celebrytów, a wśród nich polityków, ze szczególnym wskazaniem na głównych liderów tej formacji. Całkiem inaczej jest natomiast z głosującym na prawicę elektoratem. Jego twarde jądro to ludzie, którzy z upodobaniem nadstawiają ucha na wszelkie nowiny rodem z magla i targowiska, rozpowszechniane niegdyś przez wędrownych dziadów, których role przejęły dziś żywiące się wpływami z reklam papierowe tabloidy i goniące za wskaźnikami oglądalności elektroniczne publikatory. Dotyczy to znaczącej części ludności, wywodzącej się głownie ze społecznych dołów, choć wcale nie rzadko spotkać wśród nich można ludzi formalnie wykształconych z tytułami profesorskimi włącznie. Cuda, mity, zabobony i spiskowa teoria dziejów więcej dla nich znaczą od efektów racjonalnego myślenia. W charakterze drożdży pobudzających to podatne na urabianie ciasto, występują nawiedzeni, samozwańczy prorocy, posługujący się całym zestawem populistycznych chwytów z arsenału zgromadzonego pod znakiem „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Mistrzem destrukcji polskiej prawicy jest niewątpliwie Jarosław Kaczyński. Potrafi jak nikt inny wykreować z podrzędnego wydarzenia medialny hit. Nic to, że posiada największy w kraju elektorat negatywny, skoro kontrowersyjny wizerunek zapewnia mu stałe miejsce w czołówkach medialnych programów informacyjnych. Ta nieprzerwana passa medialna winduje go na polityczny piedestał i kreuje na męża stanu o rzekomo wielkim znaczeniu dla Polski. Kaczyński i jego świta posługują się bez żenady dosadnym językiem, często kipiącym nienawiścią do wszystkich, którzy mu się nie zamierzają podporządkować i nie podzielają systemu wartości, który on ogłasza jako jedyny godny patrioty, Polaka-katolika, Wszyscy inni to jego zdaniem zdrajcy i zaprzańcy. Nie waha się przy tym używać w tej bezpardonowej walce na słowa ewidentnych kłamstw i bezczelnych insynuacji. Prezes Pis-u to klasyczny demagog i populista rzucający słowa na wiatr i budzący demony nienawiści. Marsz jego wyznawców w Warszawie, mający upamiętnić ofiary stanu wojennego był w istocie rzeczy kolejnym elementem w układance, która ma go doprowadzić na szczyty władzy. Wielu znanych opozycjonistów kwestionuje istnienie jakichkolwiek zasług Kaczyńskiego w walce z reżymem przed 13 grudnia 1981 roku, a on sam nie może przedstawić na to żadnych dowodów. Nie został internowany, co oznacza, że nie był nawet trzeciorzędnym działaczem. Ten człowiek wyraźnie przespał czas walki o wolność, dlatego buduje dzisiaj swoiste teatrum groteski na politycznej scenie, nawołując do walki o coś,co już dawno zostało zdobyte bez jego udziału. Bajdurzy o więźniach politycznych i cenzurze, krzyczy o braku wolności słowa w czasie, kiedy jego zwolennicy nawołują bezkarnie do zabicia prezydenta, premiera i rozstrzelania dziennikarzy, niepodzielających jego chorej wizji sytuacji w naszym kraju. Platformą nośną dźwigającą prawicową scenę polityczną jest niewątpliwie nieustająca wrzawa medialna wokół tragedii smoleńskiej. Wszelkimi sposobami i z pewnym powodzeniem prawica usiłuje zbudować na tej tragicznej katastrofie męczeński mit, a ofiarom tragicznego wypadku nadać status bohaterów narodowych, którzy rzekomo oddali swoje życie za ideały wolności i suwerenności, ginąc w zbrodniczym zamachu. Zwolennicy teorii dwóch wybuchów nie wiedzą jeszcze, kto i jak wysadził samolot, ale wiedzą już na pewno, kto i dlaczego zlecił dokonanie potwornej zbrodni na „najwybitniejszym prezydencie”. Każdy chwyt, który przybliża tę formację do pełni władzy w kraju jest dozwolony i uprawniony. Cel uświęca środki. Jaki jest ten cel naprawdę, dziś ukryty skrzętnie pod kamuflażem zabiegów o pełną wolność i suwerenność Polski wielkiej i godnej? Rąbka tajemnicy uchyla nam fotografia pupila Prawa i Sprawiedliwości posła, a dawnego agenta Tomka z nagim torsem, napawającego się widokiem góry pieniędzy wyrwanych z kieszeni podatnika.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Po przykrych doświadczeniach z lat ubiegłych, burdach i bandyckich ekscesach radykalnego motłochu na ulicach Warszawy, Platforma Obywatelska obudziła się z błogostanu, wywołanego buńczucznym przekonaniem, że ich formacja nie ma z kim w Polsce przegrać, więc nie musi się obawiać utraty władzy. Do przeciwdziałania zawłaszczaniu przestrzeni publicznej przez skrajną prawicę zmusiła koalicję rządzącą także potężna demonstracja przeciwników rządu, wywołana przez stronników Jarosława Kaczyńskiego we wrześniu w stolicy. Tym razem władza łatwo nie skapitulowała i nie oddała wolnego pola zastępom wojowniczej opozycji, Alternatywny marsz w Warszawie poprowadził sam Prezydent Rzeczpospolitej szlakiem historii walki narodowo-wyzwoleńczej, wyznaczonym przez pomniki ważnych postaci reprezentujących w przeszłości różne opcje polityczno-światopoglądowe. Około 10 tysięcy osób, reprezentujących sytą i zadowoloną z życia w III RP znaczącą część społeczeństwa pomaszerowało z Bronisławem Komorowskim, dając wyraz aprobaty dla status quo i odcinając się jednocześnie od hałaśliwej gromady walczącej o niepodległość kraju dwadzieścia kilka lat po jej definitywnym odzyskaniu. Gdzie byli, kiedy trzeba do dziś nie wiadomo, no może stali wtedy tam gdzie stało ZOMO? Nie było chyba wśród nich ani jednego, który chciałby bić faszystów, narodowców, Wszechpolaków i innych agresywnych cudaków, wzywających do obalenia legalnej, w demokratycznych wyborach sformowanej władzy. Nie było tam też zakapturzonych” patriotów” obrzucających policjantów płonącymi racami i kostką brukową To dużo, jeśli się weźmie pod uwagę, że wszelkie marsze i demonstracje nie przyciągają na ogół spokojnych obywateli, a raczej sfrustrowanych nieudaczników, albo prześladowanych biedaków, zdeterminowanych swoim beznadziejnym położeniem materialnym. Tym samym Święto Niepodległości przestało być wyłącznie dogodną areną do eksponowania się dla politycznej ekstremy, chuliganów, bandytów i wszelkiej maści mitomanów i idiotów. To dobra wiadomość świadcząca o zdrowym duchu i racjonalnej myśli zasadniczego trzonu społeczeństwa. Jak daleko jednak jeszcze do normalności widać po liczebności, determinacji i agresji uczestników alternatywnego pochodu zorganizowanego przez Młodzież Wszechpolską i Obóz Radykalno Narodowy, przeciwko formacji aktualnie trzymającej władzę w państwie. Demonstrantom bieda w oczy nie zagląda, a wręcz przeciwnie można powiedzieć, że duża ich część „z żyru biesitsja”. Podnieceni alkoholem i narkotykami szukają mocnych wrażeń w bijatykach z policją, ukrywając swoją tożsamość za kapturami na twarzy i korzystając z osłony tłumu oraz wstrzemięźliwości władz porządkowych. Oczywiście nic nie dzieje się samo z siebie Nie trzeba być politologiem, żeby ustalić, że rozróby podczas obchodów Święta Niepodległości mają miejsce na polityczne zamówienie i są elementem dalekosiężnej akcji osłabiania i demontażu, rządzącej w kraju od pięciu lat liberalnej frakcji postsolidarnościowej, działającej pod szyldem Platformy Obywatelskiej. Jarosław Kaczyński jak się wydaje przestał już wierzyć w szansę zdobycia absolutnej większości w demokratycznych wyborach, skoro nawet cała seria afer i innych potknięć rządu nie na długo zachwiała żelazną pozycją Platformy w sondażach. Wobec braku zdolności koalicyjnej pozostaje mu tylko droga obalenia znienawidzonego Tuska przy pomocy fali społecznych niepokojów, inspirowanych i podsycanych przez ciągle na nowo odgrzewaną herezję smoleńską. Jątrzyć i rozdrapywać smoleńskie rany przy każdej nadarzającej się okazji – oto jest metoda utrzymująca w stanie gotowości bojowej liczne zastępy mitomanów i zaboboniarzy, dla których szeptana wieść gminna bardziej jest wiarygodna od naukowo potwierdzonych, racjonalnych argumentów. Plan przywódcy Pis-u polega na powiększaniu szeregów dość już potężnego bloku narodowo-katolickiego, aż do osiągnięcia masy krytycznej, niezbędnej do planowego wybuchu. Paliwem do rozpalania pożądanych przez wodza społecznych nastrojów są kolejne „rewelacje’ na temat nowych dowodów potwierdzających wersję zamachu na „Prezydenta Tysiąclecia” Lecha, Kaczyńskiego, który rzekomo z powodzeniem budował Polskę mocarstwową. Inne osoby, które straciły życie w katastrofie tupolewa, to według teorii brata bliźniaka ofiary przypadkowe, które zginęły tylko, dlatego, że towarzyszyły prezydentowi. Jarosław opowiada swoją bajkę przy każdej, nadarzającej się okazji. Służą temu głownie miesięcznice odprawiane przed Pałacem Prezydenckim, ale nie tylko. Najlepszą ku temu okazją są ważne, historyczne rocznice i święta narodowe, nasycone do imentu treściami pseudopatriotycznymi. Nie inaczej było podczas obchodów Święta Niepodległości. Wprawdzie w politycznych manewrach na ulicach Warszawy zabrakło głównych adwersarzy szarpiącego państwem konfliktu, ale to nie znaczy, że nie grali tego dnia głównych ról. Premier pojechał w odwiedziny do polskich żołnierzy służących w Kosowie, pozostawiając na placu boju mniej kontrowersyjnego Bronisława Komorowskiego, a pretendent odwiedził grobowiec brata na Wawelu. Tam to Jarosław ogłosił Lecha jedynym prezydentem, który realizował polską rację stanu po 1989 roku. O tym, że po odzyskaniu władzy stanie jego pomnik przy pomniku mówił już wcześniej. Miarą wiarygodności męża stanu jest jego zdrowy dystans do osiągnięć własnych i osób bliskich sobie. Wielkość polityka mierzona się wartością jego dokonań dla innych ludzi wymaga potwierdzenia ze strony obywateli, nieuwikłanych w szarpaninę o dostęp do władzy, a nawet przez posiadających klasę przeciwników politycznych. Wprawdzie klasyk nazistowskiej propagandy i manipulacji głosił, że kłamstwo po wielokroć powtarzane staje się prawdą, ale coraz bardziej wykształcone polskie społeczeństwo nie powinno się dać nabrać na budowane naprędce prymitywne mity, bezwstydnie głoszone przez populistów i demagogów zaludniających polityczną scenę. W Polsce każdego dnia toczy się podskórna rywalizacja bloku liberalnego z konserwatywnym, która ujawnia się, co jakiś czas wybuchami wzajemnej wrogości, a może nawet nienawiści. Do złudzenia przypomina to potępieńcze swary toczone w II Rzeczpospolitej, które zaraz po wojnie przerodziły się w zbrojny konflikt. Jaki obecnie będzie finał tych zmagań

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Rewolucja ciemniaków Uwaga! Uwaga nadchodzi! - Jarosław Polskę zbaw – krzyczą rozentuzjazmowane tłumy wielbicieli charyzmatycznego prezesa, a on objeżdża kraj, mąci w głowach ludowi i podburza go przeciw tym, co stoją mu na drodze do zdobycia autorytarnej władzy. Tej władzy, której upojnego smaku zdołał już spróbować, kiedy sięgnęli z bratem bliźniakiem po najwyższe urzędy w państwie. Usunięty przez Wałęsę ze szpicy postsolidarnościowego establishmentu zebrał i zjednoczył tych uczestników styropianowego etosu, który nie zdołali wywalczyć sobie dostępu do rogu obfitości, jaki nowa elita zbudowała dla zaspokojenia swoich, stale rosnących potrzeb. Konsekwentnie i wytrwale budował własną, populistyczną formację przygarniając niezadowolonych z podziału dóbr, również rozczarowanych rządami Millera i Belki zwolenników lewicy. Wystarczyło, żeby dojść do władzy, ale zabrakło, aby utrzymać się na dość chwiejnym tronie. Po przegraniu kolejnych, ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych wydawało się, że kariera polityczna Jarosława znalazła się na równi pochyłej. Zwłaszcza po rozstaniu z grupą Kluzik Rostkowskiej, a później buntem delfina Zbigniewa Ziobry. Tymczasem jednak Kaczyński nie tylko zgrabnie się wywinął z tarapatów, pozbywając się przy okazji nieposłusznych pomagierów, ale przeszedł do kolejnej ofensywy przeciwko znienawidzonemu Tuskowi. Tym razem sięgnął po nośne argumenty o pogarszającej się sytuacji materialnej społeczeństwa, a granie kontrowersyjną kartą smoleńską pozostawił wyrazistemu Antoniemu Macierewiczowi i nawiedzonym patriotom skupionym wokół Gazety Polskiej. Za niewątpliwe osiągnięcie prezesa Pis-u można uznać dwustutysięczny marsz protestacyjny w Warszawie, gdzie na jego sukces pracowały tłumy zwolenników Ojca Dyrektora, wsparci przez bojowych związkowców Piotra Dudy. Nie da się zaprzeczyć, że Jarosław Kaczyński dobrze przygotował się do jesiennej odsłony nieustających zmagań o powrót do ukochanej władzy, ale przez myśl mu chyba nie przeszło, że polityczny przeciwnik sam mu dostarczy topór, którym on mu odetnie trzecią część poparcia elektoratu w październikowych słupkach sondażowych. Czarę goryczy z rozczarowania rządzącą ekipą przepełniła afera Amber Gold, która obnażyła dotkliwie wszystkie słabości polskiego państwa. Potwierdziło się to, o czym od dawna wiedzieli uważni obserwatorzy politycznego spektrum, że dewizą panującego w Polsce liberalnego systemu jest bylejakość, a nonszalancja i pazerność funkcjonariuszy podlane korupcyjnym sosem jego wewnętrznym spoiwem. Jakby dla podkreślenia systemowej niepełnosprawności niebo zapłakało nad wybudowanym za dwa miliardy Stadionem Narodowym z dachem, którego nie można korzystać, gdy pada deszcz. W takiej sytuacji narodowi nie pozostaje nic innego jak powiedzieć rządzącej koalicji. – Panowie wam już dziękujemy i zgodnie z regułami demokracji oddać władzę największej partii opozycyjnej, która głosi, że posiada wiedzę niezbędną ku temu, żeby Polska stała się krajem w pełni suwerennym, sprawiedliwym oraz mlekiem i miodem płynącym. Tyle tylko, że oferenci podający się za patriotów i „prawdziwych Polaków” mieli już pełnię władzy w naszym kraju, a nieprzerwanie od wielu lat zarządzają licznymi powiatami, miastami i gminami. Z doświadczeń tego rządzenia bynajmniej nie wynika gwarancja, że obietnice i buńczuczne zapowiedzi składane przez Jarosława Kaczyńskiego i jego przybocznych zostaną spełnione, po tym jak już według jego słów będziemy mieli w Warszawie Budapeszt. Co więcej istnieje wiele poważnych przesłanek, które zdają się zaprzeczać ich wiarygodności? Postsolidarnościowa władza III Rzeczpospolitej ma na sumieniu szybkie porzucenie egalitaryzmu. Nieoficjalnym znakiem przystępujących do konfrontacji z komuną robotników było hasło: - Wszyscy mamy jednakowe żołądki. Oznaczało to nie mniej i nie więcej jak presję na zrównanie dochodów, albo przynajmniej zmniejszenie różnic w poziomie życia pomiędzy partyjną nomenklaturą, a społecznymi dołami. Stało się dokładnie odwrotnie. Do tego zasadniczego podziału aspirujący do władzy blok katolicko-narodowy, ani chybi chciałby dorzucić nowe nie mniej upokarzające. Na swoich i obcych, patriotów i zdrajców, katolików i nihilistów, białych i kolorowych, żyjących po Bożemu i zboczeńców. Obywatele ośmielający się mieć, a co gorsze głosić inne niż Ojciec Dyrektor poglądy zostaliby zepchnięci do getta, a może nawet poddani obowiązkowej resocjalizacji. Wobec faktu, że rząd pisowski obniżył swego czasu podatki najbogatszym, nie należy brać poważnie zapowiedzi zbudowania Polski solidarnej z bardziej sprawiedliwym podziałem dóbr. Nie należy także liczyć na uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości. Owszem aparat ścigania stałby się bardziej represyjny, ale głownie w stosunku do przeciwników politycznych. Pozostaje wciąż w pamięci samobójstwo eseldowskiej posłanki Barbary Blidy, zaszczutej przez wysłanników wojowniczego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, zagrożonego teraz odpowiedzialnością przed Trybunałem Stanu. Pamiętać też trzeba, że korupcja nie jest jedynie domeną liberałów. Krótki żywot IV RP także obfitował w spektakularne afery. Za więziennymi kratami zakończył polityczną karierę minister sportu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. To prezes P0S-u pomawiany jest o autorstwo słynnej frazy „teraz ku… my wygłoszonej po wygranych przez jego formację wyborach. Zaraz potem wyrzucono tysiące pracowników budżetówki zastępując ich swoimi ludźmi, często o marnych kwalifikacjach. Jaki pożytek mógłby odnieść kraj po zastąpieniu sitwy liberalno-ludowej kliką pisowską? Nie widać ewentualnych korzyści, jakie mógłby odnieść kraj z powrotu do doktryny dwóch wrogów i głoszenia wszem i wobec tezy o Polsce, jako niemiecko-rosyjskim kondominium. Nie przysłużyła się nam wojenka braci Kaczyńskich z Rosją, prowadzona w imię jakiś operetkowych planów budowania polskiej strefy wpływów na części obszaru dawnego Związku Radzieckiego. W ślad za zaostrzaniem przez polityków PiS-u antyrosyjskiej retoryki nie poszły duże państwa unijne, które upatrują w Rosji mocny element przeciwwagi dla ewentualnych zawirowań w dostawach ropy i gazu z Afryki i Bliskiego Wschodu, wstrząsanego od czasu do czasu przez antyzachodni, islamski fundamentalizm. W wyniku tej nieprzemyślanej polityki wymachiwania szabelką, przed nosem rosyjskiego niedźwiedzia doszło do załamania się niezwykle korzystnego dla Polski eksportu płodów rolnych i produktów żywnościowych, niwelującego w znacznym stopniu nasz deficyt w obrotach handlowych z tym krajem. Każdy, kto w jakikolwiek sposób może zaszkodzić Tuskowi i Platformie staje się z automatu sojusznikiem PiS-u w walce o władzę. Nie dziwi, więc nobilitacja stadionowych chuliganów do rangi patriotów i branie w obronę tych pospolitych, ale jakże groźnych przestępców przez prominentnych przedstawicieli propisowskiej prawicy. Na drugim biegunie tego egzotycznego sojuszu grzmią z ambon, co bardziej wojowniczy hierarchowie Kościoła, upatrującego na prawicy skutecznego wsparcia w dążeniu od obłożenia prawnymi sankcjami nakazów i zakazów płynących z katolickiego dogmatu wiary. Pod antyliberalnym sztandarem obok emerytów manipulowanych przez księdza Rydzyka gromadzą się eurosceptycy, którzy upatrują w Unii hegemona, rzekomo czyhającego na suwerenność naszego kraju. Niechęć do Brukseli nie przeszkadza tym ludziom w czerpaniu korzyści z tytułu unijnych subwencji, dopłat do produkcji rolnej czy apanaży z tytułu wiszenia na klamkach unijnych instytucji. Reasumując, nie widać jakiś wymiernych korzyści zarówno dla biednych, jaki i bogaczy z oddania sterów władzy Jarosławowi Kaczyńskiemu z wyjątkiem niestety dość licznego narodu pisowskiego, który niecierpliwie przebiera nóżkami i oblizuje się na myśl o dobrodziejstwach, jakie staną się jego udziałem po obaleniu znienawidzonego Tuska. Taka zmiana nigdy nie wydawała się liderowi tego ruchu tak bliska jak obecnie. Wystarczy obudzić jeszcze jakąś część Polaków, a właściwie pobudzić przy pomocy patriotycznych, pustych sloganów i populistycznych, niemożliwych do spełnienia obietnic. Pobudzić do maszerowania i demonstracji tę część narodu, która daje się manipulować przy pomocy teorii spiskowych i mitów, domniemanych cudów i zabobonów. Popchnąć ludzi do swoistej rewolucji w imię zakłamanych haseł i głęboko ukrytych osobistych korzyści politycznych hipokrytów i demagogów. Zjednoczyć w jednym szeregu moherowe berety, agresywnych kiboli, religijnych dogmatyków i profesorów od siedmiu boleści, żeby wymusić polityczne zmiany. Tylko czy Polska potrzebuje właśnie takiej alternatywy? Czy to rozsądne zastępować mniejsze zło większym? Jesienno- zimowe ochłodzenie rozpalonych głów może posłużyć do znalezienia lepszego rozwiązania polskich problemów.

Kleszczów » Re: Kartki z dawnych lat
Po tamtej stronie Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie. Te słowa modlitwy towarzyszyły nam w życiu religijnym, powtarzane machinalnie podczas obrzędów liturgicznych. Miały przypominać o konieczności oczyszczenia się z grzechów, żeby przechodzić na drugą stronę w stanie łaski uświęcającej, tej gwarancji zbawienia. Właśnie, dlatego śmierć spodziewana miała być lepsza od śmierci nagłej, jakby sama w sobie nie była złem największym i ostatecznym. Powtarzaliśmy, więc za księdzem Janem Brachowskim słowa o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym, ale w obliczu zejścia zawsze silniejszy był strach. Nie był to zwykły strach. Nie był to strach przed wielką zmianą z odzyskaniem świadomości w innym wymiarze, ale instynktowny, zwierzęcy, ślepy strach przed totalnym unicestwieniem wywołujący paniczną reakcję obronną w każdej sytuacji, nawet wtedy, kiedy nie ma już nawet cienia nadziei na powstrzymanie nieuchronnego biegu wydarzeń, bo czy ktoś chce czy nie chce wszystko, co miało początek musi mieć też koniec. Im bliżej końca tym mniej znaczą wpajane przez całe życie wiara i nadzieja a rośnie obezwładniający człowieka lęk i bez reszty ogarnia świadomość. Strach przed unicestwieniem stanowi zaczyn i tworzywo wszystkich ruchów religijnych obiecujących wiernym życie wieczne. Ta obietnica daje nadzieję, która jednak przepada gdzieś w godzinie próby po naporem płynącego z głębi jestestwa instynktu krzyczącego, ze śmierć jest aktem wchłonięcia świadomości przez otchłań nicości. Śmiertelne drgawki podczas agonii nie są niczym innym jak tylko potwierdzeniem zwycięstwa tego ślepego instynktu nad wiarą, iż po drugiej stronie jest jakaś kontynuacja, że w ogóle istnieje jakaś druga strona. W dzieciństwie śmierć kojarzyła mi się z intensywnym zapachem świeżo ściętych świerkowych gałęzi powszechnie używanych do wyplatania wieńców pogrzebowych, z zaduchem zaciemnionych mieszkań wypełnionych nasyconym zapachem dymu palących się świec, łagodnym i mdłym zapachem wosku i ostrym szczypiącym w oczy odorem stearyny. Zmarły spoczywał w trumnie ustawionej wysoko na paradnym używanym niezmiernie rzadko stole pokojowym. Przy trumnie na drewnianych kwietnikach z roślinami ozdobnymi o liściach ciemnozielonych, dużych jak u chrzanu obficie pleniącego się na tłustych glebach Magicznego Zakątka. W lichtarzach smętnie płonęły świece. Przedmioty składające się na żałobny wystrój mieszkania często pochodziły od krewnych i sąsiadów, jeśli nie starczało tych znajdujących się w domu zmarłego. Ciasne na ogół mieszkania wypełniali przychodzący z różnych powodów ludzie. Najczęściej ze zwykłej ciekawości. Oczami szacowali wartość trumny i ubranie nieboszczyka. Studiowali zastygły wyraz jego twarzy szukając śladów przebytego cierpienia lub subtelnego uśmiechu wywołanego ulgą przychodzącą razem ze skonaniem. Wszędobylskim dzieciakom trudno było dostrzec twarz zmarłego. Z reguły widziały tylko wystające ponad krawędź trumny nowiutkie, żółte i gładkie skórzane zelówki butów zakupionych specjalnie na okoliczność pochówku. Nikt nie śmiał złamać zwyczaju wyposażania nieboszczyka w fabrycznie nowe buty, choćby za życia chodził na ogół w dziurawych. Bywało, że z powodu ciasnoty w mieszkaniach wieko trumny wystawiano na zewnątrz, gdzie oparte o ścianę wieszczyło przechodniom wizytę bezlitosnej kostuchy znanej im z wizerunku umieszczonego na czarnej, żałobnej, kościelnej chorągwi. Odarty z życia jej szkielet napawał taką grozą, że nie było zbyt wielu chętnych do noszenia sztandaru z jej podobizną. Już od samego słowa śmierć wiało grozą, więc należało jak najszybciej o niej zapomnieć ty bardziej, że nie dotyczyła przecież nas bezpośrednio. Wprawdzie ludzie umierali wokół nas, ale zdarzało się to wyłącznie innym: sąsiadom, znajomym, dalszym krewnym, lecz nie nam. Mimo nieuchronności zejścia z tego świata nie wolno nam było myśleć nawet w najdalszej perspektywie, że nadejdzie taki dzień, kiedy wieko trumny zostanie oparte o ścianę naszego domu. Śmierć na ogół chadzała nocami i choć nie było wtedy pisanych nekrologów wieść o jej wizycie pędziła rankiem lotem błyskawicy z domu do domu z ust do ust. Cmentarz zmieniał nieustannie swoje oblicze. Wśród grobów otoczonych zwykłą podmurówką przybywało nagrobków z wszechobecnego lastriko, choć tu i ówdzie pyszniły się już pomniki z szlifowanego na lustro drogiego kamienia. Te granity, piaskowce i marmury o przedziwnych niekiedy kształtach wyparły z czasem siermiężne grysowo-cementowe płyty. Zaczęło już brakować miejsca na mogiły, więc pozyskano dodatkową przestrzeń przenosząc cmentarny płot bliżej krawędzi ulicy. Chodziłem tam nie raz, choćby na chwilę zadumy przed zniczem pamięci oświetlającym słowa gorzkiej nadziei.- Wieczny odpoczynek racz im dać Panie a światło wiekuiste niech im świeci na wieki wieków. Pochłonięty sprawami tego świata nie dostrzegłem, że ucieka mi coś ważnego, drogiego. Aż pewnego dnia idąc ulicami Woli zauważyłem, że wśród przechodniów pełno jest zupełnie nieznanych mi ludzi a tylko niekiedy zdarzyło mi się zobaczyć jakąś znajomą twarz zmienioną jednak znakami czasu. Wtedy właśnie doznałem olśnienia, ze to już nie jest moja Wola, w której znałem wszystkich mieszkańców. A oni, moi kuzyni, szkolni koledzy, nauczyciele, urzędnicy, sportowcy Wolanki, sprzedawcy ze sklepów i stacze sprzed obelisku Kościuszki zrobili mi jakiś potworny kawał i przenieśli się na ten niewielki, piaszczysty pagórek za Rymarzem. Zaświtało mi w głowie, że tam jest teraz moje dzieciństwo i wczesna młodość. Wróciłem, więc na cmentarz i snułem się między grobami w nadziei, że usłyszę jakieś echa dawnego życia mojej wsi: Rżenie koni o poranku, skrzypienie studziennego kołowrotu, stukanie wydłubanych w lipowym drewnie sabotów wiekowego Wojciecha Bartyzela, fabryczny gwizdek wzywający robotników na dzienną zmianę. Może usłyszę kościelną sygnaturkę ponaglającą idące na poranną mszę starsze kobiety, warkot nadjeżdżającego z Bełchatowa zdezelowanego autobusu. Wpadną mi w ucho kłótnie kobiet walczących o lepsze miejsce w kolejce do mięsnego sklepu i ujadanie psów nad stawem. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Wokół mnie zgromadziły się tylko nazwiska na kamiennych tablicach a nad nimi wisiała cmentarna cisza. Wtedy właśnie dopadł mnie lęk, przerażający strach przed nicością zaczajoną za ostatnim tchnieniem życia, za ostatnim doznaniem świadomości. Nie do końca jednak złamało się moje ego pod naporem trwogi, bo gdzieś głęboko w świadomości tliła się iskierka nadziei, że przecież bez zmartwychwstania życie nie miałoby sensu. Może, więc trzeba wierzyć, ze nadejdzie taki moment, kiedy Wszechmogący Programista uderzy w kosmiczną klawiaturę uruchamiając proces, który pozwoli odtworzyć każdą ludzką myśl, każde istnienie, każdą chwilę przeszłości, a siłą sprawczą tych zjawisk zachodzących w elementarnym tworzywie wszechświata staną się nagromadzone w czasoprzestrzeni zasoby wyższych uczuć a szczególnie bezinteresownej miłości. Felix qui potuit rerum cognoscere causas. Z książki Odłamki czasu.

Bełchatów » Re: Kartki z dawnych lat
Po tamtej stronie Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie. Te słowa modlitwy towarzyszyły nam w życiu religijnym, powtarzane machinalnie podczas obrzędów liturgicznych. Miały przypominać o konieczności oczyszczenia się z grzechów, żeby przechodzić na drugą stronę w stanie łaski uświęcającej, tej gwarancji zbawienia. Właśnie, dlatego śmierć spodziewana miała być lepsza od śmierci nagłej, jakby sama w sobie nie była złem największym i ostatecznym. Powtarzaliśmy, więc za księdzem Janem Brachowskim słowa o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym, ale w obliczu zejścia zawsze silniejszy był strach. Nie był to zwykły strach. Nie był to strach przed wielką zmianą z odzyskaniem świadomości w innym wymiarze, ale instynktowny, zwierzęcy, ślepy strach przed totalnym unicestwieniem wywołujący paniczną reakcję obronną w każdej sytuacji, nawet wtedy, kiedy nie ma już nawet cienia nadziei na powstrzymanie nieuchronnego biegu wydarzeń, bo czy ktoś chce czy nie chce wszystko, co miało początek musi mieć też koniec. Im bliżej końca tym mniej znaczą wpajane przez całe życie wiara i nadzieja a rośnie obezwładniający człowieka lęk i bez reszty ogarnia świadomość. Strach przed unicestwieniem stanowi zaczyn i tworzywo wszystkich ruchów religijnych obiecujących wiernym życie wieczne. Ta obietnica daje nadzieję, która jednak przepada gdzieś w godzinie próby po naporem płynącego z głębi jestestwa instynktu krzyczącego, ze śmierć jest aktem wchłonięcia świadomości przez otchłań nicości. Śmiertelne drgawki podczas agonii nie są niczym innym jak tylko potwierdzeniem zwycięstwa tego ślepego instynktu nad wiarą, iż po drugiej stronie jest jakaś kontynuacja, że w ogóle istnieje jakaś druga strona. W dzieciństwie śmierć kojarzyła mi się z intensywnym zapachem świeżo ściętych świerkowych gałęzi powszechnie używanych do wyplatania wieńców pogrzebowych, z zaduchem zaciemnionych mieszkań wypełnionych nasyconym zapachem dymu palących się świec, łagodnym i mdłym zapachem wosku i ostrym szczypiącym w oczy odorem stearyny. Zmarły spoczywał w trumnie ustawionej wysoko na paradnym używanym niezmiernie rzadko stole pokojowym. Przy trumnie na drewnianych kwietnikach z roślinami ozdobnymi o liściach ciemnozielonych, dużych jak u chrzanu obficie pleniącego się na tłustych glebach Magicznego Zakątka. W lichtarzach smętnie płonęły świece. Przedmioty składające się na żałobny wystrój mieszkania często pochodziły od krewnych i sąsiadów, jeśli nie starczało tych znajdujących się w domu zmarłego. Ciasne na ogół mieszkania wypełniali przychodzący z różnych powodów ludzie. Najczęściej ze zwykłej ciekawości. Oczami szacowali wartość trumny i ubranie nieboszczyka. Studiowali zastygły wyraz jego twarzy szukając śladów przebytego cierpienia lub subtelnego uśmiechu wywołanego ulgą przychodzącą razem ze skonaniem. Wszędobylskim dzieciakom trudno było dostrzec twarz zmarłego. Z reguły widziały tylko wystające ponad krawędź trumny nowiutkie, żółte i gładkie skórzane zelówki butów zakupionych specjalnie na okoliczność pochówku. Nikt nie śmiał złamać zwyczaju wyposażania nieboszczyka w fabrycznie nowe buty, choćby za życia chodził na ogół w dziurawych. Bywało, że z powodu ciasnoty w mieszkaniach wieko trumny wystawiano na zewnątrz, gdzie oparte o ścianę wieszczyło przechodniom wizytę bezlitosnej kostuchy znanej im z wizerunku umieszczonego na czarnej, żałobnej, kościelnej chorągwi. Odarty z życia jej szkielet napawał taką grozą, że nie było zbyt wielu chętnych do noszenia sztandaru z jej podobizną. Już od samego słowa śmierć wiało grozą, więc należało jak najszybciej o niej zapomnieć ty bardziej, że nie dotyczyła przecież nas bezpośrednio. Wprawdzie ludzie umierali wokół nas, ale zdarzało się to wyłącznie innym: sąsiadom, znajomym, dalszym krewnym, lecz nie nam. Mimo nieuchronności zejścia z tego świata nie wolno nam było myśleć nawet w najdalszej perspektywie, że nadejdzie taki dzień, kiedy wieko trumny zostanie oparte o ścianę naszego domu. Śmierć na ogół chadzała nocami i choć nie było wtedy pisanych nekrologów wieść o jej wizycie pędziła rankiem lotem błyskawicy z domu do domu z ust do ust. Cmentarz zmieniał nieustannie swoje oblicze. Wśród grobów otoczonych zwykłą podmurówką przybywało nagrobków z wszechobecnego lastriko, choć tu i ówdzie pyszniły się już pomniki z szlifowanego na lustro drogiego kamienia. Te granity, piaskowce i marmury o przedziwnych niekiedy kształtach wyparły z czasem siermiężne grysowo-cementowe płyty. Zaczęło już brakować miejsca na mogiły, więc pozyskano dodatkową przestrzeń przenosząc cmentarny płot bliżej krawędzi ulicy. Chodziłem tam nie raz, choćby na chwilę zadumy przed zniczem pamięci oświetlającym słowa gorzkiej nadziei.- Wieczny odpoczynek racz im dać Panie a światło wiekuiste niech im świeci na wieki wieków. Pochłonięty sprawami tego świata nie dostrzegłem, że ucieka mi coś ważnego, drogiego. Aż pewnego dnia idąc ulicami Woli zauważyłem, że wśród przechodniów pełno jest zupełnie nieznanych mi ludzi a tylko niekiedy zdarzyło mi się zobaczyć jakąś znajomą twarz zmienioną jednak znakami czasu. Wtedy właśnie doznałem olśnienia, ze to już nie jest moja Wola, w której znałem wszystkich mieszkańców. A oni, moi kuzyni, szkolni koledzy, nauczyciele, urzędnicy, sportowcy Wolanki, sprzedawcy ze sklepów i stacze sprzed obelisku Kościuszki zrobili mi jakiś potworny kawał i przenieśli się na ten niewielki, piaszczysty pagórek za Rymarzem. Zaświtało mi w głowie, że tam jest teraz moje dzieciństwo i wczesna młodość. Wróciłem, więc na cmentarz i snułem się między grobami w nadziei, że usłyszę jakieś echa dawnego życia mojej wsi: Rżenie koni o poranku, skrzypienie studziennego kołowrotu, stukanie wydłubanych w lipowym drewnie sabotów wiekowego Wojciecha Bartyzela, fabryczny gwizdek wzywający robotników na dzienną zmianę. Może usłyszę kościelną sygnaturkę ponaglającą idące na poranną mszę starsze kobiety, warkot nadjeżdżającego z Bełchatowa zdezelowanego autobusu. Wpadną mi w ucho kłótnie kobiet walczących o lepsze miejsce w kolejce do mięsnego sklepu i ujadanie psów nad stawem. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Wokół mnie zgromadziły się tylko nazwiska na kamiennych tablicach a nad nimi wisiała cmentarna cisza. Wtedy właśnie dopadł mnie lęk, przerażający strach przed nicością zaczajoną za ostatnim tchnieniem życia, za ostatnim doznaniem świadomości. Nie do końca jednak złamało się moje ego pod naporem trwogi, bo gdzieś głęboko w świadomości tliła się iskierka nadziei, że przecież bez zmartwychwstania życie nie miałoby sensu. Może, więc trzeba wierzyć, ze nadejdzie taki moment, kiedy Wszechmogący Programista uderzy w kosmiczną klawiaturę uruchamiając proces, który pozwoli odtworzyć każdą ludzką myśl, każde istnienie, każdą chwilę przeszłości, a siłą sprawczą tych zjawisk zachodzących w elementarnym tworzywie wszechświata staną się nagromadzone w czasoprzestrzeni zasoby wyższych uczuć a szczególnie bezinteresownej miłości. Felix qui potuit rerum cognoscere causas.

Kleszczów » Re: Kartki z dawnych lat
Blisko ćwierć wieku temu papież Jan Paweł II wygłosił znamienne dla Polaków słowa. – Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi. Tej ziemi. Wkrótce po tym historia przyśpieszyła swój bieg. Niespodziewany i zaskakujący rozwój wydarzeń doprowadził do upadku bloku sowieckiego, pozostawiając Polskę na rozstajnych drogach bez drogowskazu, a co gorzej bez punktu docelowego, do którego należałoby zmierzać w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Pozbawieni nowej idei zajęli się Polacy radosnym i beztroskim demontażem obumierającego, starego systemu polityczno-gospodarczego, pozostawiając troskę o stworzenie nowego Duchowi Świętemu. Niestety Opatrzność nie miała zamiaru wyręczać nas w urządzaniu sobie życia, więc otworzyła się szansa dla innych, mniej zdolnych kreatorów. Życie nie znosi próżni. W miejscu opuszczonym przez Absolut pojawił się niezwłocznie duch konsumpcjonizmu, niesiony na skrzydłach zachodniego kapitału. Zamiast Trójcy siłę sprawczą zyskała trójka świeżo upieczonych liberałów w osobach: Leszka Balcerowicza, Janusza Lewandowskiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego. Prywatyzację ogłoszono panaceum na wszystkie bolączki rozchwianej przez długotrwałe strajki i protesty, a i bez tego niewydolnej gospodarki. Denacjonalizacja i deregulacja zostały przeprowadzone w stylu bezpardonowego szabru majątku narodowego, a uzyskane z tego tytułu pieniądze stanowiące zaledwie kilka procent jego rzeczywistej wartości zostały przeznaczone na bieżącą konsumpcję. Zbyt małe to były jednak środki dla zrównoważenia dziurawego budżetu, rozpoczął się, więc proces wielkiego zadłużania. Przemiany ustrojowe odbiły się niekorzystnie na mentalności Polaków. W dobie globalizacji świat kieruje się doktryną Adama Smitha wskazującą na egoizm i chciwość, jako na konie pociągowe rozwoju gospodarczego. Wprawdzie nikt nie kwestionuje, że człowiek jest istotą społeczną, ale nikt też nie mówi już o solidarności społecznej i współdziałaniu na rzec obywatelskiej wspólnoty. Porozumienia sierpniowe, spisane w duchu egalitaryzmu dawno już poszły w zapomnienie. Pogoń za zyskiem doprowadziła do niebywałego we współczesnej historii rozwarstwienia społeczeństwa, prawdziwej segregacji ekonomicznej, stwarzając enklawy, od bezwstydnego luksusu, przez strefę umiarkowanego dobrobytu, do biedy i wykluczenia. Inwencja i siła sprawcza populacji została zaprzęgnięta do wehikułu zbudowanego z przebiegłości, cwaniactwa, jako atrybutów niezbędnych do osiągnięcia wysokiej pozycji społecznej i błogiego dobrostanu. Zacznijmy od piramid finansowych i podmiotów zajmujących się lichwą. Za komuny oszukańczy proceder ograniczał się do nielicznych grup, wyłudzających pieniądze od naiwnych przy pomocy gry w trzy kary na bazarach i targowiskach. Na okrasę można jeszcze dorzucić natrętne Cyganki wróżące w miejscach publicznych. Po ogłoszeniu wolności gospodarczej ruszyły w teren forpoczty, a za nimi niezliczone brygady oszustów. Wystarczy wymienić: oferentów kredytów z drakońskim oprocentowaniem, naciągaczy wciskających za ciężkie pieniądze zupełnie towary zbędne towary, oszukańcze firmy wyłudzające pieniądze przez telefon, w zmowie z operatorami wystawiające jako przynętę rzekomo wylosowane wysokie nagrody pieniężne lub samochody. Trzeba dodać jeszcze przedstawicieli firm podsuwających zdezorientowanym klientom wybitnie niekorzystne dla nich umowy i bogacących się na emisji oszukańczych reklam właścicieli mediów. Aparat państwa rozbudowany do granic absurdu nie tyko jest bezradny wobec tych zagrożeń, ale sam bierze czynny udział w kreowaniu tej patologii, uchylając furtkę dostępu do publicznych pieniędzy oszustom i hochsztaplerom. Nie wiadomo, kto gorszy, przekupny urzędnik czy nieuczciwy przedsiębiorca, oszust działający w makro skali czy prokurator przymykający życzliwie na to oczy? Kto bardziej szkodzi, handlarz sprzedający trefne towary czy pozwalający mu na to opłacany przez państwo kontroler? Gangsterzy i adwokaci dzielą się pochodzącymi z przestępstw pieniędzmi i żyją sobie na wysokiej stopie. Bandyci z Pruszkowa, prawdziwe rekiny narkobiznesu, spece od mokrej roboty i wymuszeń rozbójniczych zostają przez sędziów uniewinnieni, po wieloletnim kosztownym procesie. Czy takie państwo można nazwać praworządnym? Prawdziwą plagą jest fałszowanie towarów i usług, od tych służących do codziennego użytku po produkty bankowe. Cała pomysłowość producentów skierowana jest ku oddziaływaniu na zmysły klienta. Liczy się przede wszystkim wygląd zewnętrzny i opakowanie towaru, a jego funkcjonalność i trwałość pozostają na dalekim planie. Najgorzej jest z żywnością, za jej obfitość płacimy niestety katastrofalnym obniżeniem jakości i malejącą zawartością niezbędnych dla prawidłowego odżywiania składników pokarmowych. Przewożenie na ogromne odległości produktów żywnościowych i długotrwałe eksponowanie wymaga szkodliwego dla zdrowia nasycenia konserwującą chemią. Bez przesady można zaryzykować twierdzenie, że w apetycznie wyglądających i pięknie opakowanych smakołykach znajduje się cała tablica Mendelejewa. Oszukańcze spoty reklamowe pokazują w mediach przetaczane w piwnicach beczki, w których rzekomo znajduje się piwo, albo szynkę z beczki, która nawet nie powąchała tradycyjnej wędzarni. Władza ustanawia takie reguły gry, które pozwalają jednym obywatelom bogacić się kosztem innych. Każda regulacja prawna jest dziurawa jak durszlak, co stwarza szansę najbardziej sprytnym i bezwzględnym graczom obrotu gospodarczego osiągać niezasłużone korzyści. Pod przykrywką pomocy niepełnosprawnym pompuje się pieniądze z budżetu do kieszeni przedsiębiorców prowadzących rzekomo zakłady pracy chronionej, gdzie pracują młodzi, zdrowi ludzie, którzy przy pomocy skorumpowanych lekarzy załatwili sobie orzeczenia o niepełnosprawności. Nawet niepełnosprawny umysłowo wie, że nikt o zdrowych zmysłach nie zatrudni starego, schorowanego zgreda jako ochroniarza. Podobnie jest ze środkami na przeciwdziałanie bezrobociu wypłacanymi przebiegłym organizatorom zupełnie nieprzydatnych kursów, rzekomo pomocnym bezrobotnym w uzyskaniu kwalifikacji pożądanych przez pracodawców. Zupełnym absurdem jest udzielanie bezrobotnym bezzwrotnych kredytów na otwieranie sklepów, których i tak jest w nadmiarze. Po rocznej wegetacji tego typu jednoosobowe firmy przestają istnieć, a wraz z nimi przepadają powierzone na rozwój przedsiębiorczości fundusze. Wystarczy bliżej się przyjrzeć jakiejkolwiek dziedzinie życia, żeby zauważyć jak bardzo jest przeżarta korupcją ile jest w niej pozoranctwa i bylejakości. Katastrofalny jest stan nauki. Nie lepiej dzieje się w oświacie, a o sporcie lepiej wcale nie wspominać. Jedyną dziedziną gdzie panuje ostra, acz niezdrowa konkurencja jest drenowanie budżetu. Tu pomysłowość Polaków nie zna granic ni kordonów. W tej kategorii społeczeństwo dzieli się na uprzywilejowanych, czyli takich, co mają dostęp do zasilanych z podatków publicznych źródełek i na poszkodowanych, którzy podatki muszą płacić, a nie mają szans na dobranie się do państwowych konfitur. Na nieszczęście nie widać w kraju formacji politycznej, która zdolna byłaby zdecydowanie odrzucić ten chory model i zaproponować Polakom pozytywny wzorzec postępowania poparty jednoznacznym i czytelnym systemem prawnym. Władzę mamy, bowiem fatalną, a opozycję jeszcze gorszą. Szerokie kręgi społeczne zdają się nie dostrzegać, że nawet ten wybiórczy dobrobyt, widoczny w licznych, świetnie zaopatrzonych sklepach, luksusowych domostwach, na twarzach turystów gromadnie wypoczywających w ciepłych krajach i na fasadach propagandowych budowli III RP zbudowany jest wyłącznie na kredyt i obciążony rosnącym z roku na rok gigantycznym zadłużeniem państwa i obywateli. Jak długo potrwa ta idylla? Na razie nikt nie wie i niewielu jest takich, którzy myślą o tym czy można jeszcze uniknąć krachu i szukają sposobu, jak mu zapobiec. Widać jak na dłoni, że dramatyczny przykład Grecji i kłopoty budżetowe innych krajów południa Europy niczego nas nie nauczyły.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Blisko ćwierć wieku temu papież Jan Paweł II wygłosił znamienne dla Polaków słowa. – Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi. Tej ziemi. Wkrótce po tym historia przyśpieszyła swój bieg. Niespodziewany i zaskakujący rozwój wydarzeń doprowadził do upadku bloku sowieckiego, pozostawiając Polskę na rozstajnych drogach bez drogowskazu, a co gorzej bez punktu docelowego, do którego należałoby zmierzać w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Pozbawieni nowej idei zajęli się Polacy radosnym i beztroskim demontażem obumierającego, starego systemu polityczno-gospodarczego, pozostawiając troskę o stworzenie nowego Duchowi Świętemu. Niestety Opatrzność nie miała zamiaru wyręczać nas w urządzaniu sobie życia, więc otworzyła się szansa dla innych, mniej zdolnych kreatorów. Życie nie znosi próżni. W miejscu opuszczonym przez Absolut pojawił się niezwłocznie duch konsumpcjonizmu, niesiony na skrzydłach zachodniego kapitału. Zamiast Trójcy siłę sprawczą zyskała trójka świeżo upieczonych liberałów w osobach: Leszka Balcerowicza, Janusza Lewandowskiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego. Prywatyzację ogłoszono panaceum na wszystkie bolączki rozchwianej przez długotrwałe strajki i protesty, a i bez tego niewydolnej gospodarki. Denacjonalizacja i deregulacja zostały przeprowadzone w stylu bezpardonowego szabru majątku narodowego, a uzyskane z tego tytułu pieniądze stanowiące zaledwie kilka procent jego rzeczywistej wartości zostały przeznaczone na bieżącą konsumpcję. Zbyt małe to były jednak środki dla zrównoważenia dziurawego budżetu, rozpoczął się, więc proces wielkiego zadłużania. Przemiany ustrojowe odbiły się niekorzystnie na mentalności Polaków. W dobie globalizacji świat kieruje się doktryną Adama Smitha wskazującą na egoizm i chciwość, jako na konie pociągowe rozwoju gospodarczego. Wprawdzie nikt nie kwestionuje, że człowiek jest istotą społeczną, ale nikt też nie mówi już o solidarności społecznej i współdziałaniu na rzec obywatelskiej wspólnoty. Porozumienia sierpniowe, spisane w duchu egalitaryzmu dawno już poszły w zapomnienie. Pogoń za zyskiem doprowadziła do niebywałego we współczesnej historii rozwarstwienia społeczeństwa, prawdziwej segregacji ekonomicznej, stwarzając enklawy, od bezwstydnego luksusu, przez strefę umiarkowanego dobrobytu, do biedy i wykluczenia. Inwencja i siła sprawcza populacji została zaprzęgnięta do wehikułu zbudowanego z przebiegłości, cwaniactwa, jako atrybutów niezbędnych do osiągnięcia wysokiej pozycji społecznej i błogiego dobrostanu. Zacznijmy od piramid finansowych i podmiotów zajmujących się lichwą. Za komuny oszukańczy proceder ograniczał się do nielicznych grup, wyłudzających pieniądze od naiwnych przy pomocy gry w trzy kary na bazarach i targowiskach. Na okrasę można jeszcze dorzucić natrętne Cyganki wróżące w miejscach publicznych. Po ogłoszeniu wolności gospodarczej ruszyły w teren forpoczty, a za nimi niezliczone brygady oszustów. Wystarczy wymienić: oferentów kredytów z drakońskim oprocentowaniem, naciągaczy wciskających za ciężkie pieniądze zupełnie towary zbędne towary, oszukańcze firmy wyłudzające pieniądze przez telefon, w zmowie z operatorami wystawiające jako przynętę rzekomo wylosowane wysokie nagrody pieniężne lub samochody. Trzeba dodać jeszcze przedstawicieli firm podsuwających zdezorientowanym klientom wybitnie niekorzystne dla nich umowy i bogacących się na emisji oszukańczych reklam właścicieli mediów. Aparat państwa rozbudowany do granic absurdu nie tyko jest bezradny wobec tych zagrożeń, ale sam bierze czynny udział w kreowaniu tej patologii, uchylając furtkę dostępu do publicznych pieniędzy oszustom i hochsztaplerom. Nie wiadomo, kto gorszy, przekupny urzędnik czy nieuczciwy przedsiębiorca, oszust działający w makro skali czy prokurator przymykający życzliwie na to oczy? Kto bardziej szkodzi, handlarz sprzedający trefne towary czy pozwalający mu na to opłacany przez państwo kontroler? Gangsterzy i adwokaci dzielą się pochodzącymi z przestępstw pieniędzmi i żyją sobie na wysokiej stopie. Bandyci z Pruszkowa, prawdziwe rekiny narkobiznesu, spece od mokrej roboty i wymuszeń rozbójniczych zostają przez sędziów uniewinnieni, po wieloletnim kosztownym procesie. Czy takie państwo można nazwać praworządnym? Prawdziwą plagą jest fałszowanie towarów i usług, od tych służących do codziennego użytku po produkty bankowe. Cała pomysłowość producentów skierowana jest ku oddziaływaniu na zmysły klienta. Liczy się przede wszystkim wygląd zewnętrzny i opakowanie towaru, a jego funkcjonalność i trwałość pozostają na dalekim planie. Najgorzej jest z żywnością, za jej obfitość płacimy niestety katastrofalnym obniżeniem jakości i malejącą zawartością niezbędnych dla prawidłowego odżywiania składników pokarmowych. Przewożenie na ogromne odległości produktów żywnościowych i długotrwałe eksponowanie wymaga szkodliwego dla zdrowia nasycenia konserwującą chemią. Bez przesady można zaryzykować twierdzenie, że w apetycznie wyglądających i pięknie opakowanych smakołykach znajduje się cała tablica Mendelejewa. Oszukańcze spoty reklamowe pokazują w mediach przetaczane w piwnicach beczki, w których rzekomo znajduje się piwo, albo szynkę z beczki, która nawet nie powąchała tradycyjnej wędzarni. Władza ustanawia takie reguły gry, które pozwalają jednym obywatelom bogacić się kosztem innych. Każda regulacja prawna jest dziurawa jak durszlak, co stwarza szansę najbardziej sprytnym i bezwzględnym graczom obrotu gospodarczego osiągać niezasłużone korzyści. Pod przykrywką pomocy niepełnosprawnym pompuje się pieniądze z budżetu do kieszeni przedsiębiorców prowadzących rzekomo zakłady pracy chronionej, gdzie pracują młodzi, zdrowi ludzie, którzy przy pomocy skorumpowanych lekarzy załatwili sobie orzeczenia o niepełnosprawności. Nawet niepełnosprawny umysłowo wie, że nikt o zdrowych zmysłach nie zatrudni starego, schorowanego zgreda jako ochroniarza. Podobnie jest ze środkami na przeciwdziałanie bezrobociu wypłacanymi przebiegłym organizatorom zupełnie nieprzydatnych kursów, rzekomo pomocnym bezrobotnym w uzyskaniu kwalifikacji pożądanych przez pracodawców. Zupełnym absurdem jest udzielanie bezrobotnym bezzwrotnych kredytów na otwieranie sklepów, których i tak jest w nadmiarze. Po rocznej wegetacji tego typu jednoosobowe firmy przestają istnieć, a wraz z nimi przepadają powierzone na rozwój przedsiębiorczości fundusze. Wystarczy bliżej się przyjrzeć jakiejkolwiek dziedzinie życia, żeby zauważyć jak bardzo jest przeżarta korupcją ile jest w niej pozoranctwa i bylejakości. Katastrofalny jest stan nauki. Nie lepiej dzieje się w oświacie, a o sporcie lepiej wcale nie wspominać. Jedyną dziedziną gdzie panuje ostra, acz niezdrowa konkurencja jest drenowanie budżetu. Tu pomysłowość Polaków nie zna granic ni kordonów. W tej kategorii społeczeństwo dzieli się na uprzywilejowanych, czyli takich, co mają dostęp do zasilanych z podatków publicznych źródełek i na poszkodowanych, którzy podatki muszą płacić, a nie mają szans na dobranie się do państwowych konfitur. Na nieszczęście nie widać w kraju formacji politycznej, która zdolna byłaby zdecydowanie odrzucić ten chory model i zaproponować Polakom pozytywny wzorzec postępowania poparty jednoznacznym i czytelnym systemem prawnym. Władzę mamy, bowiem fatalną, a opozycję jeszcze gorszą. Szerokie kręgi społeczne zdają się nie dostrzegać, że nawet ten wybiórczy dobrobyt, widoczny w licznych, świetnie zaopatrzonych sklepach, luksusowych domostwach, na twarzach turystów gromadnie wypoczywających w ciepłych krajach i na fasadach propagandowych budowli III RP zbudowany jest wyłącznie na kredyt i obciążony rosnącym z roku na rok gigantycznym zadłużeniem państwa i obywateli. Jak długo potrwa ta idylla? Na razie nikt nie wie i niewielu jest takich, którzy myślą o tym czy można jeszcze uniknąć krachu i szukają sposobu, jak mu zapobiec. Widać jak na dłoni, że dramatyczny przykład Grecji i kłopoty budżetowe innych krajów południa Europy niczego nas nie nauczyły.

Kleszczów » Kartki z dawnych lat
Jeszcze w tym samym dniu były dyrektor kopalni zaaranżował mi spotkanie z aktualnym szefostwem bełchatowskiej kopalni. Wydawało się wtedy, że pokłady brunatnego węgla nie znikną pod zwałami zwożonych z całego kraju odpadów. Jak się później okazało były to tylko zupełnie nieuzasadnione przypuszczenia. Siła pieniądza okazała się jak zawsze decydującym argumentem. Ale najpierw był czas na rozmowy z dyrekcją kopalni a pierwszym moim rozmówcą był dyrektor techniczny Kazimierz Kozioł. Stał obok biurka i szerokim gestem zapraszał do zajęcia krzeseł za stołem konferencyjnym. Z wyglądu jakby z grubsza ociosany, ale tryskający rozpierającą go energią. Wyrazista twarz i siwa, krótko przycięta fryzura wskazywały na pewność siebie, a może szczególny tupet. – Bardzo nam zależy, aby nie dopuścić do lokalizacji śmietnika na terenie wsi Ruszczyn. Jesteśmy tu z propozycją skoordynowania działań wszystkich przeciwników tej lokalizacji – powiedziałem na wstępie. – Tu mi kaktus wyrośnie! – krzyczał dyrektor Kozioł wskazując wzrokiem na swoja dużą i mocną dłoń. – Tu mi kaktus wyrośnie! – powtórzył jeszcze raz. – Skąd wzięliście takiego faceta na burmistrza? To jest oszust, sfałszował mapę geologiczną! Skłamał, że posiada uzgodnienie lokalizacji śmietnika z Okręgowym Urzędem Górniczym w Kielcach! – pieklił się przedstawiciel władz kopalni. – Patrzcie panowie na te dokumenty, na te pisma. – tu dyrektor Kozioł wskazał na leżący na stole plik papierów. Po pobieżnym tylko przejrzeniu dokumentów będących w posiadaniu kopalni moja wiedza o kulisach francuskich inwestycji urosła wprost bajecznie. Wyglądało na to, że burmistrz Kamieńska bronił interesów francuskiej spółki śmieciowej niczym Ordon swej słynnej reduty. Takie porównanie może ktoś uznać za nie na miejscu, bo determinacja Ordona wynikała ze szlachetnych pobudek. Jakie natomiast podłoże i motywy miało działanie burmistrza pozostawiam do oceny czytelnikom. Czy dyrektor Kozioł miał rację mówiąc tak dosadnie o burmistrzu? Z wymiany pism między burmistrzem Kamieńska, Ministerstwem Środowiska, kopalnią Bełchatów i Okręgowym Urzędem Górniczym jasno wynikało, że wielki śmietnik zlokalizowano w miejscu, gdzie zalegają duże złoża węgla oceniane na 132424 miliony Mg. Pod tą liczbą kryje się wartość energetyczna tych zasobów. Posiadając wiedzę o tych cennych zasobach człowiek, o którym mówią, że boi się Boga, natychmiast zrezygnowałby z dalszego forsowania lokalizacji śmietnika w tym miejscu tym bardziej, że burmistrz do Watykanu jeździł, gdzie w imieniu społeczności Kamieńska medal papieżowi wręczał. Nie wiadomo, czy burmistrz na bojaźń bożą jest wrażliwy. Nie bał się jednak zamówić za pieniądze francuskiego inwestora u (pożal się Boże) biegłego Leszka Nowosielskiego mapy terenu przyszłego składowiska śmieci z opisem, z którego wynika, że żadnych kopalin na tym terenie nie ma. Burmistrz radził więc sobie całkiem dobrze z całą koalicją przeciwników i zafałszował co trzeba było, żeby swoja rację udowodnić. Nie zdołał jednak przekonać kierownictwa kopalni, które miało swoje palny zagospodarowania terenów wokół sztucznej góry i ochrony zagrożonych przez śmietnisko zasobów węgla brunatnego. Marzyła im się stacja narciarska i byli skłonni wydać kopalniane pieniądze na wyciąg krzesełkowy i urządzenia do zaśnieżania północno-wschodniego stoku góry. W razie urządzenia tu śmieciowiska meta slalomu mogłaby znaleźć się wśród komunalnych odpadów. Taka ewentualność dodatkowo usztywniała i tak już twarde stanowisko kierownictwa węglowej potęgi. Naciskany przez to kierownictwo wojewoda musiałby zaskarżyć uchwałę rady w Kamieńsku do Naczelnego Sądu Administracyjnego, co nie wróżyło dobrze interesom francuskiego inwestora. Jedynym ratunkiem dla Francuzów było zmuszenie węglowych prominentów do uległości, ale nie mógł tego dokonać burmistrz małego miasteczka. Zbyt krótkie miał do tego ręce. Wystarczająco długie ręce mieli natomiast właściciele spółki Sater Polska. Ich wpływy sięgały najwyższych pięter politycznego establishmentu. Bez problemu poradzili sobie z wojewodą. Jego opór złamała grupa sprzyjających francuskim interesom posłów. Nie było moim zadaniem śledzenie właścicieli francuskiej grupy śmieciowej i odkrywanie ścieżek, po których przechadzali się z prominentnymi przedstawicielami polskiej klasy politycznej. Jedno jest pewne. Po spotkaniu ze Stefanem Niesiołowskim, sejmowym liderem rządzącej prawicy, wojewoda Michał Kasiński stał się dla Francuzów niezmiernie życzliwy. Zupełnie nieoczekiwanie dla osób niewtajemniczonych. Niesiołowskiego wspierał mocno poseł lewicy, późniejszy minister Skarbu Państwa, łódzki geograf i związkowiec, Zbigniew Kaniewski. Informację o parlamentarnym wsparciu dla Satera potwierdziła na piśmie Krystyna Byczkowska, dyrektor Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego. Pani dyrektor przyznała, że w okresie od maja do grudnia 2000 roku wojewoda kilkakrotnie naciskał na władze kopalni, zachęcając do zawarcia porozumienia z władzami gminy w sprawie lokalizacji składowiska. Kopalnia jednak podtrzymywała konsekwentnie swoje twarde stanowisko aż do grudnia, kiedy to pod naporem zwierzchności prezesi: Czesław Wojciechowski i Kazimierz Kozioł podnieśli ręce do góry. Triumfował Sater i wspierające go elity polityczne wszystkich szczebli. Z książki Odłamki czasu.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Jeszcze w tym samym dniu były dyrektor kopalni zaaranżował mi spotkanie z aktualnym szefostwem bełchatowskiej kopalni. Wydawało się wtedy, że pokłady brunatnego węgla nie znikną pod zwałami zwożonych z całego kraju odpadów. Jak się później okazało były to tylko zupełnie nieuzasadnione przypuszczenia. Siła pieniądza okazała się jak zawsze decydującym argumentem. Ale najpierw był czas na rozmowy z dyrekcją kopalni a pierwszym moim rozmówcą był dyrektor techniczny Kazimierz Kozioł. Stał obok biurka i szerokim gestem zapraszał do zajęcia krzeseł za stołem konferencyjnym. Z wyglądu jakby z grubsza ociosany, ale tryskający rozpierającą go energią. Wyrazista twarz i siwa, krótko przycięta fryzura wskazywały na pewność siebie, a może szczególny tupet. – Bardzo nam zależy, aby nie dopuścić do lokalizacji śmietnika na terenie wsi Ruszczyn. Jesteśmy tu z propozycją skoordynowania działań wszystkich przeciwników tej lokalizacji – powiedziałem na wstępie. – Tu mi kaktus wyrośnie! – krzyczał dyrektor Kozioł wskazując wzrokiem na swoja dużą i mocną dłoń. – Tu mi kaktus wyrośnie! – powtórzył jeszcze raz. – Skąd wzięliście takiego faceta na burmistrza? To jest oszust, sfałszował mapę geologiczną! Skłamał, że posiada uzgodnienie lokalizacji śmietnika z Okręgowym Urzędem Górniczym w Kielcach! – pieklił się przedstawiciel władz kopalni. – Patrzcie panowie na te dokumenty, na te pisma. – tu dyrektor Kozioł wskazał na leżący na stole plik papierów. Po pobieżnym tylko przejrzeniu dokumentów będących w posiadaniu kopalni moja wiedza o kulisach francuskich inwestycji urosła wprost bajecznie. Wyglądało na to, że burmistrz Kamieńska bronił interesów francuskiej spółki śmieciowej niczym Ordon swej słynnej reduty. Takie porównanie może ktoś uznać za nie na miejscu, bo determinacja Ordona wynikała ze szlachetnych pobudek. Jakie natomiast podłoże i motywy miało działanie burmistrza pozostawiam do oceny czytelnikom. Czy dyrektor Kozioł miał rację mówiąc tak dosadnie o burmistrzu? Z wymiany pism między burmistrzem Kamieńska, Ministerstwem Środowiska, kopalnią Bełchatów i Okręgowym Urzędem Górniczym jasno wynikało, że wielki śmietnik zlokalizowano w miejscu, gdzie zalegają duże złoża węgla oceniane na 132424 miliony Mg. Pod tą liczbą kryje się wartość energetyczna tych zasobów. Posiadając wiedzę o tych cennych zasobach człowiek, o którym mówią, że boi się Boga, natychmiast zrezygnowałby z dalszego forsowania lokalizacji śmietnika w tym miejscu tym bardziej, że burmistrz do Watykanu jeździł, gdzie w imieniu społeczności Kamieńska medal papieżowi wręczał. Nie wiadomo, czy burmistrz na bojaźń bożą jest wrażliwy. Nie bał się jednak zamówić za pieniądze francuskiego inwestora u (pożal się Boże) biegłego Leszka Nowosielskiego mapy terenu przyszłego składowiska śmieci z opisem, z którego wynika, że żadnych kopalin na tym terenie nie ma. Burmistrz radził więc sobie całkiem dobrze z całą koalicją przeciwników i zafałszował co trzeba było, żeby swoja rację udowodnić. Nie zdołał jednak przekonać kierownictwa kopalni, które miało swoje palny zagospodarowania terenów wokół sztucznej góry i ochrony zagrożonych przez śmietnisko zasobów węgla brunatnego. Marzyła im się stacja narciarska i byli skłonni wydać kopalniane pieniądze na wyciąg krzesełkowy i urządzenia do zaśnieżania północno-wschodniego stoku góry. W razie urządzenia tu śmieciowiska meta slalomu mogłaby znaleźć się wśród komunalnych odpadów. Taka ewentualność dodatkowo usztywniała i tak już twarde stanowisko kierownictwa węglowej potęgi. Naciskany przez to kierownictwo wojewoda musiałby zaskarżyć uchwałę rady w Kamieńsku do Naczelnego Sądu Administracyjnego, co nie wróżyło dobrze interesom francuskiego inwestora. Jedynym ratunkiem dla Francuzów było zmuszenie węglowych prominentów do uległości, ale nie mógł tego dokonać burmistrz małego miasteczka. Zbyt krótkie miał do tego ręce. Wystarczająco długie ręce mieli natomiast właściciele spółki Sater Polska. Ich wpływy sięgały najwyższych pięter politycznego establishmentu. Bez problemu poradzili sobie z wojewodą. Jego opór złamała grupa sprzyjających francuskim interesom posłów. Nie było moim zadaniem śledzenie właścicieli francuskiej grupy śmieciowej i odkrywanie ścieżek, po których przechadzali się z prominentnymi przedstawicielami polskiej klasy politycznej. Jedno jest pewne. Po spotkaniu ze Stefanem Niesiołowskim, sejmowym liderem rządzącej prawicy, wojewoda Michał Kasiński stał się dla Francuzów niezmiernie życzliwy. Zupełnie nieoczekiwanie dla osób niewtajemniczonych. Niesiołowskiego wspierał mocno poseł lewicy, późniejszy minister Skarbu Państwa, łódzki geograf i związkowiec, Zbigniew Kaniewski. Informację o parlamentarnym wsparciu dla Satera potwierdziła na piśmie Krystyna Byczkowska, dyrektor Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego. Pani dyrektor przyznała, że w okresie od maja do grudnia 2000 roku wojewoda kilkakrotnie naciskał na władze kopalni, zachęcając do zawarcia porozumienia z władzami gminy w sprawie lokalizacji składowiska. Kopalnia jednak podtrzymywała konsekwentnie swoje twarde stanowisko aż do grudnia, kiedy to pod naporem zwierzchności prezesi: Czesław Wojciechowski i Kazimierz Kozioł podnieśli ręce do góry. Triumfował Sater i wspierające go elity polityczne wszystkich szczebli. Fragment książki Korzenia zła.

Bełchatów » Re: Kartki z dawnych lat
Wieści z zaścianka – listopad 1995 rok Czołem mieszczanie Zima przyszła tak jakoś nagle. Węgiel znów podrożał, to więcej go oszczędzam. W chałupie chłodno. Za to w polityce gorąco. Oj, gorąco było. Tuż przed drugą turą zapowiedzieli podwyżkę cen alkoholu. Mnie to nie dotyczy, bo odkąd prześwietna rada zakazała pić publicznie pod karą grzywny, boję się z flaszką po ulicy chodzić. Po co złego kusić. Niejeden z radnych nic dobrego w życiu nie zrobił, bo nie potrafi, będzie się chciał czymś wykazać i umyśli sobie sołtysa na pijaństwie nakryć. Ot i nieszczęście gotowe. Urzędu honorowego pozbawić mnie mogą, a że taki ja magister jak Kwaśniewski, mogę się później nigdzie nie załapać. Tak sobie w oknie siedzę i na porzeczkę opadłą z liści patrzę. Tęskno mi za ciepłym latem. Nagle drzwi się otwierają z trzaskiem i Antek wpada jak z katapulty i na progu krzyczy: - Sołtysie źle się dzieje! Krew mnie zalała, Przerwałem mu i powiedziałem: - Antek ty jak do obory wchodzisz. Ani me, ani be, ani kukuryku. Kiedy się ty jakiejś kultury nauczysz? Na prezydenta chciałeś kandydować, a u sołtysa w domu nie umiesz się zachować, ale Antek hardy i nie dał się zbić z tropu. - Sołtysie mówi: Posłuchaj! Starsze kobiety na Rynku się zebrały i mówią, że wojna będzie, jeśli komunistę wybiorą prezydentem. Podobno od księdza słyszały, że Ruskie wejdą do Polski. Lepiej suchy kawał chleba zjeść, żeby tylko spokój był. Na Wałęsę trzeba głosować, bo on komunę i Ruskich za gardło trzyma. Jak z Jelcynem popijali, to ten mu obiecał, że do NATO możemy się zapisać. Wprawdzie, kiedy Jelcyn otrzeźwiał wszystkiego się wyparł, ale Wałęsa twierdzi, że na piśmie ma. - Jak na Antka krzyknę: Czy ty wiesz, że Ruskie wszystko ci podpiszą, ale niczego nie dotrzymają. Antek nie zwrócił uwagi na to, co mówiłem i dalej nadawał. - Ciotka moja gadała, że Kwaśniewski każe wszystkie dzieci poczęte wyskrobać, a staruszków uśpić, żeby emerytur im nie wypłacać. Ta wredna komuna naród wykończy. Kółko różańcowe drze się wniebogłosy: Nie dopuścimy szatana! - Sołtysie ludzi zbieraj, pójdziemy bić komunistów! Odbierzemy im sierp i młot, a wtedy będziemy prać gdzie i czym popadnie. - Sołtysie prać? – O ty durniu powiedziałem. Jak ty teraz komunistę rozpoznasz? Jedni zostali liberałami, inni przy księdzu do mszy służą, a jeszcze inni, ci najbardziej nawróceniu dawnych towarzyszy tropią do utraty tchu. Czy widzisz u nas w Kamieńsku choć jednego komucha? Zaczęliśmy się kłócić, więc żeby była zgoda wyciągnąłem półlitrówkę własnej roboty. Na jej widok Antek się rozpromienił. Taki już był, jucha. Jak wypiliśmy po dwie szklanki był cały w skowronkach. Zdrzemnąłem się po wypiciu i miałem sen. Kwaśniewski wygrał wybory. Do Kamieńska bolszewicy weszli. Chodzili po Rynku z kałasznikami. Denaturat wypili we wszystkich sklepach. Antek do partyzantki wstąpił. Chodził po zaułkach i podśpiewywał coś sprośnego. Jak się obudziłem pamiętałem tylko cztery linijki, które brzmiały: - Szumią drzewa lecą liście Nie daj du.. komuniście. Jak się partia o tym dowi To ci du.. upaństwowi. Tfu. Otrząsnąłem się. Sen mara, Bóg wiara. Popatrzyłem na miasteczko. Nic się nie zmieniło. W sklepach towary bez kartek. Bezrobotni kuroniówki przepijają. Samo życie. Boże Narodzenie się zbliża, więc życzę wam drodzy mieszczanie urodzaju na cebulę i ogórki oraz zdrowia i wszelkiej pomyślności. Wasz sołtys

Bełchatów » Kartki z dawnych lat
Lata stanu wojennego W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku Czesław Sobala był w Bełchatowie znaną postacią.Poświęcam mu jedno z opowiadań składających się na przygotowywaną przeze mnie książkę "Bocznym śladem" Odcinek 1 Ze skromnego, drewnianego baraku w Grocholicach, włączonych niedawno do Bełchatowa wiózł nas niebieską nysą, do owianego legendą kompleksu budynków Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach Heniek Materka. Dyrektor Czesław Sobala spoglądał, co jakiś czas na swoją, wypchaną, skórzaną teczkę kołyszącą się w rytmie jazdy na bocznym siedzeniu. Bez tej, pełnej różnych prezentów teczki Czesław nie wybierał się nigdy w służbową podróż. Zdarzały się jednak takie wyjazdy, kiedy przestronne wnętrze nyski wypełnione było po brzegi wszelakim dobrem, na ogół niedostępnym w placówkach uspołecznionego handlu. Kluczowym miesiącem dla tego typu wojaży zaopatrzeniowych był grudzień, a szczególnie okres przedświąteczny, kiedy odbywała się kultowa w tamtych czasach akcja R.CH.Z. Kryptonim tej akcji brał się od pierwszych liter słów: ryba, choinka, zając – rzeczy, których zdobycie przed świętami Bożego Narodzenia było obowiązkiem każdego ojca rodziny, no przynajmniej tych z kręgu aspirującego do miana społecznej wierchuszki. W urzędniczej hierarchii obowiązek zaopatrzenia w te deficytowe dobra należał do menedżerów niższego wprawdzie stopnia, ale posiadających bezpośredni dostęp do towarów, lub mających kolegów obdarzonych takim przywilejem. Czesław, jako dyrektor bogatej i prężnej firmy z Bełchatowa, w trosce o swoją pozycję społeczną i zawodową zaopatrywał nie tylko ścisłe kierownictwo wojewódzkiej jednostki nadrzędnej w Piotrkowie Trybunalskim, lecz także wybranych notabli Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych, urzędujących w gmachu przy ulicy Szkolnej w Warszawie. Do grudnia było jednak jeszcze sporo czasu, ledwie jesień pozłociła liście w słynnych z uprawy jabłek grójeckich sadach, a zakładowa nysa nie przemierzała tym razem dobrze znanej drogi do Warszawy, tylko pędziła do miasta sławnego z renomowanego rolniczego instytutu. Czesław nie ujawniał co miał w swojej słynnej teczce, a zresztą rozmowa była utrudniona, bowiem do wnętrza samochodu docierały odgłosy jazdy w tym dość głośny warkot silnika. Po drodze zjedliśmy szybkie śniadanie w przydrożnej knajpie. Wybór dań był mocno ograniczony, ale przynajmniej herbata była gorąca. Główny posiłek tego dnia mieliśmy jeść w towarzystwie profesora Witka, znanego w Polsce specjalisty od rekultywacji gruntów zdewastowanych w procesie uprzemysłowienia kraju. Profesor robił wraz z profesorem Grzybem z Falent ekspertyzy na użytek Kopalni Węgla Brunatnego Bełchatów.

Kleszczów » Re: Dylematy
Dolina nieuczciwości Ksiądz pana wini, pan księdza, a nam prostym zewsząd nędza – chciałoby się zawołać za znanym politologiem z Nagłowic, po wysłuchaniu sejmowej debaty na temat bulwersującej afery Amber Gold. Czterysta lat z hakiem minęło, a potrzeba naprawy Rzeczpospolitej aktualna jest jak nigdy dotąd. Nie mamy wprawdzie dziś takiego tuza intelektu jak ongiś Andrzej Frycz Modrzewski, ale jego dzieło napisane w 1553 roku” De Republica demedanda” pozostaje nadal aktualne. Przebieg poselskiej debaty świadczy także o ponadczasowej aktualności słów innego z wielkich mistrzów polskiego Odrodzenia Jana Kochanowskiego, który stwierdził, iż nowe przysłowie sobie Polak kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi. Niezamierzoną zasługą nieobecnego na sali sejmowej negatywnego bohatera skandalicznego oszustwa, kompromitującego dogłębnie całą klasę polityczną i zasady ustrojowe Rzeczpospolitej, jest niebywały rozgłos wokół tego perfidnego przestępstwa, dokonanego z aplauzem medialnych reklam. Burza, którą rozpętał błyskawiczny i widowiskowy upadek piramidy finansowej eufemistycznie nazywanej parabankiem, rzucił demaskujące światło na marne fundamenty naszego państwa, wyrosłego wprawdzie na pożywce robotniczych protestów, lecz szczycącego się niezasłużenie etosem „Solidarności”. Po raz kolejny z bólem opadła oślepiająca łuska chciwości, z oczu ludzi, goniącym za łatwym zyskiem bez pracy. Szkoda, że zabrakło na sejmowej sali męża opatrznościowego, co by zawołał w stronę dygnitarzy zasiadających w rządowych i poselskich ławach. - Panie i panowie, może nie wszyscy, ale w przygniatającej większości to wy jesteście odpowiedzialni za przeżarte korupcją struktury państwa. Wy, jako elita władzy wiecie najlepiej jak ręką rękę myje. Za waszą zgodą trzymają nas w kleszczach korporacje, które dbają niemal wyłącznie o prywatne interesy swoich członków, również te nielegalne, pozostające w rażącej sprzeczności z interesami państwa i społeczeństwa. To pod waszą, skrytą ochroną kwitnie lichwa i spekulacja, pozwalając sprytnym i bezwzględnym graczom przejmować owoce cudzej pracy. W praworządnym państwie wolności obywatelskie rosną wprost proporcjonalnie, do wzrostu poczucia odpowiedzialności za skutki decyzji w ramach tych wolności podejmowanych. U nas jest to zależność odwrotnie proporcjonalna. Więcej wolności oznacza więcej samowoli, nepotyzmu, korupcji i oszustwa. Z sarkazmem można powiedzieć. - W Polsce jest tak dużo wolności, że nawet to, co jest zabronione też jest dozwolone. Bezprecedensowy szaber majątku narodowego nazywany prywatyzacją poczynił niepowetowane szkody w mentalności Polaków, wyzwalając niepożądane formy społecznej aktywności, ukierunkowane na poszukiwanie i doskonalenie metod i narzędzi do zawłaszczania cudzego mienia. Zamiast wymarzonej krzemowej doliny stworzyliśmy dolinę nieuczciwości. Módl się, przekradnij, a będzie ci składniej – To stare porzekadło obleczone dziś w szaty wybujałego konsumpcjonizmu wzbogaciło się w nowe treści i nabrało nowego znaczenia. Za dawnej komuny złodziejstwo miało charakter egalitarny. Masowe, drobne kradzieże były domeną ludu pracującego miast i wsi i stanowiły rodzaj dopłaty do marnych wynagrodzeń. Wraz ze stabilizacją nowego ustroju złodziejstwo nabrało charakteru elitarnego, a prymitywny zabór mienia zepchnięty na margines przestępczości, stał się reliktem przeszłości, czymś w rodzaju swoistego folkloru. Na naszych oczach wyłoniła się i okrzepła nowa klasa przestępcza, która w zaciszach gabinetów wykreowała złodziejski system instytucjonalny, obejmujący wszystkie bez wyjątku dziedziny życia społecznego. Przysłowie mówi, że najciemniej jest pod latarnią. Dużo w tym prawdy, dlatego tak skutecznie można ograbiać, zwabiając swoje ofiary do rzęsiście oświetlonych, eleganckich salonów pieniądza w centrach wielkich miast, gdzie zanęcone obietnicami wysokich zysków dobrowolnie oddadzą cynicznym oszustom swoje oszczędności. Na ludzkiej naiwności żerują lombardy oferujące marne grosze za wartościowe przedmioty i lichwiarskie firmy udzielające pożyczek na kilkaset procent ludziom będącym w sytuacji przymusowej. Wszystko to odbywa się w ramach liberalnej wolnoamerykanki, w której wszystkie chwyty są dozwolone, a jedyną zasadą jest brak wszelkich zasad. Zakrawa na kpinę, że wszystko to dzieje się w kraju, który pierwszy obalił rzekomo niesprawiedliwy ustrój komunistyczny, pod rządami ludzi, którzy ongiś głosili, że walczą o Polskę sprawiedliwą i samorządną. Powstali przeciw przeciwko komunie w obronie praw pracowniczych i rzekomo rażącym dysproporcjom w poziomie życia między robotnikami, a zarabiającymi trzykroć więcej partyjnymi notablami. O dzisiejszych dysproporcjach płacowych między elitą, a społecznymi dołami lepiej nie wspominać, aby nie doprowadzić do białej gorączki i tak już zdesperowanych ludzi. Najśmieszniejsze jest jednak to, że obrosły dziś w tłuszczyk dawny trybun ludowy i noblista będzie miał film o sobie, nakręcony przez sławnego reżysera, uchodzącego za wielkiego moralistę i obrońcę uciśnionych, za wyłudzone pieniądze od drobnych ciułaczy.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
Dolina nieuczciwości Ksiądz pana wini, pan księdza, a nam prostym zewsząd nędza – chciałoby się zawołać za znanym politologiem z Nagłowic, po wysłuchaniu sejmowej debaty na temat bulwersującej afery Amber Gold. Czterysta lat z hakiem minęło, a potrzeba naprawy Rzeczpospolitej aktualna jest jak nigdy dotąd. Nie mamy wprawdzie dziś takiego tuza intelektu jak ongiś Andrzej Frycz Modrzewski, ale jego dzieło napisane w 1553 roku” De Republica demedanda” pozostaje nadal aktualne. Przebieg poselskiej debaty świadczy także o ponadczasowej aktualności słów innego z wielkich mistrzów polskiego Odrodzenia Jana Kochanowskiego, który stwierdził, iż nowe przysłowie sobie Polak kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi. Niezamierzoną zasługą nieobecnego na sali sejmowej negatywnego bohatera skandalicznego oszustwa, kompromitującego dogłębnie całą klasę polityczną i zasady ustrojowe Rzeczpospolitej, jest niebywały rozgłos wokół tego perfidnego przestępstwa, dokonanego z aplauzem medialnych reklam. Burza, którą rozpętał błyskawiczny i widowiskowy upadek piramidy finansowej eufemistycznie nazywanej parabankiem, rzucił demaskujące światło na marne fundamenty naszego państwa, wyrosłego wprawdzie na pożywce robotniczych protestów, lecz szczycącego się niezasłużenie etosem „Solidarności”. Po raz kolejny z bólem opadła oślepiająca łuska chciwości, z oczu ludzi, goniącym za łatwym zyskiem bez pracy. Szkoda, że zabrakło na sejmowej sali męża opatrznościowego, co by zawołał w stronę dygnitarzy zasiadających w rządowych i poselskich ławach. - Panie i panowie, może nie wszyscy, ale w przygniatającej większości to wy jesteście odpowiedzialni za przeżarte korupcją struktury państwa. Wy, jako elita władzy wiecie najlepiej jak ręką rękę myje. Za waszą zgodą trzymają nas w kleszczach korporacje, które dbają niemal wyłącznie o prywatne interesy swoich członków, również te nielegalne, pozostające w rażącej sprzeczności z interesami państwa i społeczeństwa. To pod waszą, skrytą ochroną kwitnie lichwa i spekulacja, pozwalając sprytnym i bezwzględnym graczom przejmować owoce cudzej pracy. W praworządnym państwie wolności obywatelskie rosną wprost proporcjonalnie, do wzrostu poczucia odpowiedzialności za skutki decyzji w ramach tych wolności podejmowanych. U nas jest to zależność odwrotnie proporcjonalna. Więcej wolności oznacza więcej samowoli, nepotyzmu, korupcji i oszustwa. Z sarkazmem można powiedzieć. - W Polsce jest tak dużo wolności, że nawet to, co jest zabronione też jest dozwolone. Bezprecedensowy szaber majątku narodowego nazywany prywatyzacją poczynił niepowetowane szkody w mentalności Polaków, wyzwalając niepożądane formy społecznej aktywności, ukierunkowane na poszukiwanie i doskonalenie metod i narzędzi do zawłaszczania cudzego mienia. Zamiast wymarzonej krzemowej doliny stworzyliśmy dolinę nieuczciwości. Módl się, przekradnij, a będzie ci składniej – To stare porzekadło obleczone dziś w szaty wybujałego konsumpcjonizmu wzbogaciło się w nowe treści i nabrało nowego znaczenia. Za dawnej komuny złodziejstwo miało charakter egalitarny. Masowe, drobne kradzieże były domeną ludu pracującego miast i wsi i stanowiły rodzaj dopłaty do marnych wynagrodzeń. Wraz ze stabilizacją nowego ustroju złodziejstwo nabrało charakteru elitarnego, a prymitywny zabór mienia zepchnięty na margines przestępczości, stał się reliktem przeszłości, czymś w rodzaju swoistego folkloru. Na naszych oczach wyłoniła się i okrzepła nowa klasa przestępcza, która w zaciszach gabinetów wykreowała złodziejski system instytucjonalny, obejmujący wszystkie bez wyjątku dziedziny życia społecznego. Przysłowie mówi, że najciemniej jest pod latarnią. Dużo w tym prawdy, dlatego tak skutecznie można ograbiać, zwabiając swoje ofiary do rzęsiście oświetlonych, eleganckich salonów pieniądza w centrach wielkich miast, gdzie zanęcone obietnicami wysokich zysków dobrowolnie oddadzą cynicznym oszustom swoje oszczędności. Na ludzkiej naiwności żerują lombardy oferujące marne grosze za wartościowe przedmioty i lichwiarskie firmy udzielające pożyczek na kilkaset procent ludziom będącym w sytuacji przymusowej. Wszystko to odbywa się w ramach liberalnej wolnoamerykanki, w której wszystkie chwyty są dozwolone, a jedyną zasadą jest brak wszelkich zasad. Zakrawa na kpinę, że wszystko to dzieje się w kraju, który pierwszy obalił rzekomo niesprawiedliwy ustrój komunistyczny, pod rządami ludzi, którzy ongiś głosili, że walczą o Polskę sprawiedliwą i samorządną. Powstali przeciw przeciwko komunie w obronie praw pracowniczych i rzekomo rażącym dysproporcjom w poziomie życia między robotnikami, a zarabiającymi trzykroć więcej partyjnymi notablami. O dzisiejszych dysproporcjach płacowych między elitą, a społecznymi dołami lepiej nie wspominać, aby nie doprowadzić do białej gorączki i tak już zdesperowanych ludzi. Najśmieszniejsze jest jednak to, że obrosły dziś w tłuszczyk dawny trybun ludowy i noblista będzie miał film o sobie, nakręcony przez sławnego reżysera, uchodzącego za wielkiego moralistę i obrońcę uciśnionych, za wyłudzone pieniądze od drobnych ciułaczy.

Kleszczów » Re: Dylematy
My, wykluczeni Historia lubi czasem płatać figle zmieniając niespodziewanie wektory wydarzeń, po zaskakującym przejęciu sterów, wywołanych przez ludzi ruchów społecznych. Znamienny jest tu przykład Wielkiej Rewolucji Francuskiej, która przyniosła narodowi jeszcze bardziej okrutną dyktaturę od tej, którą obaliła. Wiele można takich przykładów znaleźć w dziejach, ale na prawdziwy chichot losu wygląda ten, który pokazuje jak zaczyn marginalizacji solidarności międzyludzkiej miał swój początek u zarania ruchu robotniczego a później społecznego z 1980 roku, który w właśnie „Solidarność” przyjął za swoje miano. -Wszyscy mamy jednakowe żołądki – krzyczała masowo strajkująca wielkoprzemysłowa klasa robotnicza. Elektryk przeskoczył przez płot stoczni, żeby na styropianie wylegiwać się obok dysydentów reprezentujących wyżyny warszawskiej inteligencji. - Socjalizm tak. Wypaczenia – nie. Miliony ludzi biorąc udział w akcji strajkowej wyraziły swoją wolę równości społecznej. Gwoli prawdy trzeba wiedzieć, że w tamtych latach dochody partyjnych prominentów i kadry kierowniczej mieściły się z powodzeniem w czterokrotności wynagrodzeń przeciętnego robociarza. Niezależnie od tego czy nam się to podoba czy nie początek obecnego rozwarstwienia społecznego miał miejsce równocześnie z przejęciem władzy w Polsce prze liderów zwycięskiej „Solidarności”, którzy oszołomieni wielkim zwycięstwem nie spostrzegli się, że służą liberalnym elitom zachodniego świata, dla których zwykła ludzka solidarność jest tylko nic nieznaczącym socjalistycznym hasłem. Nie czas było sobie zawracać głowę takimi głupstwami w czasach, kiedy rozpoczęło się szarpanie masy spadkowej po Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nazwane eufemistycznie prywatyzacją majątku narodowego. Zdumieni uczestnicy strajków, które obaliły komunę ujrzeli, że znacząca część przekształceń własnościowych nosi znamiona zwykłego szabru porzuconej własności. Nikt nie oglądał się już na ideały, więc rozpoczął się wyścig szczurów do bogactwa i władzy. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Styropianowa solidarność rozsypała się jak stoczniowa rdza w tej samej chwili, kiedy ruszył peleton wyścigu szczurów, żeby wyszarpać ile się da ze schedy po upadłej Polsce Ludowej. Wtedy właśnie wezwany do działania przez strajkujących robotników los zakręcił w Polsce jak w tyglu. Dobrze poinformowani i sprytni uczestnicy tej akcji utworzyli zwarty trzon beneficjentów przemian a niezorientowanych, słabszych i biernych siła odśrodkowa historii odrzuciła na społeczny margines. To byli właśnie ludzie wykluczeni, dawni obywatele PRL-u, od tej chwili jak na ironię tytułowani panami w urzędach państwa, które ich odrzuciło. Wyszedł im naprzeciw z talerzem zupy jeden z ważniejszych sprawców antykomunistycznego przewrotu, autentyczny działacz robotniczy i społeczny Jacek Kuroń. Wykluczonych przybywało z dnia na dzień z roku na rok. Każda kolejna fala prywatyzacji upychała zbędnych pracowników na kuroniówkach, wyżebranych rentach, wcześniejszych emeryturach, pomostówkach, ośrodkach pomocy społecznej, pod budkami z piwem, noclegowniach i stołówkach brata Alberta. Armia zbędnych ludzi rosła w Polsce szybciej niż plama ropy w Zatoce Meksykańskiej. Najmocniej duch powracającego po 45 latach kapitalizmu zakręcił ludźmi starszymi a tymi w średnim wieku nieco mniej. Najdotkliwiej jednak uderzył w młodzież wchodzącą w zawodowe życie. Szeroko niegdyś otwarte dla absolwentów szkól bramy zakładów przemysłowych skurczyły się do rozmiarów ciasnych furtek, przez które bez protekcji nie sposób się przecisnąć. Pozostała im tułaczka po unijnej Europie, gdzie wprawdzie można lepiej zarobić, ale niestety kosztem rozłąki, rozbitych rodzin i degradacji do poziomu pracowników najpodlejszej kategorii. Setki tysięcy młodych Polek i Polaków ekonomicznie wykluczonych z Ojczyzny zamiast budować swoją teraźniejszość razem z potencjałem własnego kraju wysługuje się bogatym społeczeństwom Zachodu dla pieniędzy, których nie mogą zarobić we własnym kraju. Nie mogą zmienić tej opinii nieliczne wyjątki polskich emigrantów, którym za granicą się powiodło, udało im się zrobić karierę na miarę swoich możliwości i oczekiwań. Ta więc po 20 latach owej, przesławnej transformacji społeczeństwo polskie dzieli się po połowie na beneficjentów i wykluczonych. Quo vadis.

Bełchatów » Re: Ważne sprawy
My, wykluczeni Historia lubi czasem płatać figle zmieniając niespodziewanie wektory wydarzeń, po zaskakującym przejęciu sterów, wywołanych przez ludzi ruchów społecznych. Znamienny jest tu przykład Wielkiej Rewolucji Francuskiej, która przyniosła narodowi jeszcze bardziej okrutną dyktaturę od tej, którą obaliła. Wiele można takich przykładów znaleźć w dziejach, ale na prawdziwy chichot losu wygląda ten, który pokazuje jak zaczyn marginalizacji solidarności międzyludzkiej miał swój początek u zarania ruchu robotniczego a później społecznego z 1980 roku, który w właśnie „Solidarność” przyjął za swoje miano. -Wszyscy mamy jednakowe żołądki – krzyczała masowo strajkująca wielkoprzemysłowa klasa robotnicza. Elektryk przeskoczył przez płot stoczni, żeby na styropianie wylegiwać się obok dysydentów reprezentujących wyżyny warszawskiej inteligencji. - Socjalizm tak. Wypaczenia – nie. Miliony ludzi biorąc udział w akcji strajkowej wyraziły swoją wolę równości społecznej. Gwoli prawdy trzeba wiedzieć, że w tamtych latach dochody partyjnych prominentów i kadry kierowniczej mieściły się z powodzeniem w czterokrotności wynagrodzeń przeciętnego robociarza. Niezależnie od tego czy nam się to podoba czy nie początek obecnego rozwarstwienia społecznego miał miejsce równocześnie z przejęciem władzy w Polsce prze liderów zwycięskiej „Solidarności”, którzy oszołomieni wielkim zwycięstwem nie spostrzegli się, że służą liberalnym elitom zachodniego świata, dla których zwykła ludzka solidarność jest tylko nic nieznaczącym socjalistycznym hasłem. Nie czas było sobie zawracać głowę takimi głupstwami w czasach, kiedy rozpoczęło się szarpanie masy spadkowej po Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nazwane eufemistycznie prywatyzacją majątku narodowego. Zdumieni uczestnicy strajków, które obaliły komunę ujrzeli, że znacząca część przekształceń własnościowych nosi znamiona zwykłego szabru porzuconej własności. Nikt nie oglądał się już na ideały, więc rozpoczął się wyścig szczurów do bogactwa i władzy. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Styropianowa solidarność rozsypała się jak stoczniowa rdza w tej samej chwili, kiedy ruszył peleton wyścigu szczurów, żeby wyszarpać ile się da ze schedy po upadłej Polsce Ludowej. Wtedy właśnie wezwany do działania przez strajkujących robotników los zakręcił w Polsce jak w tyglu. Dobrze poinformowani i sprytni uczestnicy tej akcji utworzyli zwarty trzon beneficjentów przemian a niezorientowanych, słabszych i biernych siła odśrodkowa historii odrzuciła na społeczny margines. To byli właśnie ludzie wykluczeni, dawni obywatele PRL-u, od tej chwili jak na ironię tytułowani panami w urzędach państwa, które ich odrzuciło. Wyszedł im naprzeciw z talerzem zupy jeden z ważniejszych sprawców antykomunistycznego przewrotu, autentyczny działacz robotniczy i społeczny Jacek Kuroń. Wykluczonych przybywało z dnia na dzień z roku na rok. Każda kolejna fala prywatyzacji upychała zbędnych pracowników na kuroniówkach, wyżebranych rentach, wcześniejszych emeryturach, pomostówkach, ośrodkach pomocy społecznej, pod budkami z piwem, noclegowniach i stołówkach brata Alberta. Armia zbędnych ludzi rosła w Polsce szybciej niż plama ropy w Zatoce Meksykańskiej. Najmocniej duch powracającego po 45 latach kapitalizmu zakręcił ludźmi starszymi a tymi w średnim wieku nieco mniej. Najdotkliwiej jednak uderzył w młodzież wchodzącą w zawodowe życie. Szeroko niegdyś otwarte dla absolwentów szkól bramy zakładów przemysłowych skurczyły się do rozmiarów ciasnych furtek, przez które bez protekcji nie sposób się przecisnąć. Pozostała im tułaczka po unijnej Europie, gdzie wprawdzie można lepiej zarobić, ale niestety kosztem rozłąki, rozbitych rodzin i degradacji do poziomu pracowników najpodlejszej kategorii. Setki tysięcy młodych Polek i Polaków ekonomicznie wykluczonych z Ojczyzny zamiast budować swoją teraźniejszość razem z potencjałem własnego kraju wysługuje się bogatym społeczeństwom Zachodu dla pieniędzy, których nie mogą zarobić we własnym kraju. Nie mogą zmienić tej opinii nieliczne wyjątki polskich emigrantów, którym za granicą się powiodło, udało im się zrobić karierę na miarę swoich możliwości i oczekiwań. Ta więc po 20 latach owej, przesławnej transformacji społeczeństwo polskie dzieli się po połowie na beneficjentów i wykluczonych. Quo vadis.

Kleszczów » Dylematy
Ukryta żądza zabijania /Instynkt zabijania/ Pozorowane szlachetne intencje i rzekomo szczytne zamiary bardzo często wykorzystywane są przez sprytnych demagogów, jako, swoisty kamuflaż, dość skutecznie kryjący prawdziwe motywy, skłaniające ich do zachowań, których cywilizowany człowiek powinien się wstydzić. Jest to zjawisko w życiu społecznym tak powszechne, że formowanie listy instytucjonalnych, choćby podmiotów praktykujących tę swoistą hipokryzję mijałoby się z celem. Natomiast nie od rzeczy będzie posłużyć się przykładem potężnej społecznej korporacji, która pod zafałszowaną przykrywką altruizmu ukrywa wstydliwie żądzę zabijania. Polski Związek Łowiecki pyszni się w swym statucie, że jest zrzeszeniem osób fizycznych i prawnych czynnie uczestniczących w rozwoju populacji zwierząt łownych oraz działających na rzecz ochrony przyrody. Pięknie brzmi – prawda? Nic dodać i ująć, a jednak ciśnie się człowiekowi na usta zasadnicze pytanie. Czemu to do realizacji tych szlachetnych celów członkowie owego związku potrzebują kilkaset tysięcy dubeltówek, sztucerów i noży? Ten potężny arsenał długiej, śmiercionośnej broni stawia PZŁ w rzędzie największych organizacji paramilitarnych, liczniejszej od wielu państwowych służb mundurowych. Mimo podejmowania wielu działań dla kształtowania pozytywnego wizerunku, mniej się ludziom myśliwi kojarzą ze statutowym altruizmem, a bardziej z groźną, uzbrojoną po zęby formacją urządzającą krwawe happeningi na łonie natury. Dotyczy to szczególnie ludzi mieszkających w okolicach, gdzie koła myśliwskie urządzają słynne polowania z nagonką. Pamiętam taką rzeź sprzed lat. Wieś rzadko zabudowana ciągnęła się przy drodze biegnącej przez kompleks pól uprawnych otoczony niewielkimi lasami. Wynajęci za drobne pieniądze, nieletni chłopcy płoszyli kołatkami i okrzykami zwierzynę, wyganiając z lasu w stronę wsi. Wystrojeni w rytualne uniformy strzelcy zasadzili się wzdłuż biegnącej przez wieś drogi w oczekiwaniu na ofiary. Przerażone zające przemykały między wiejskimi zagrodami, patrząc z nadzieją na majaczące w oddali, postrzępione jęzory wychodzących w pola zagajników. Nie wiedziały, że biegną wprost pod lufy myśliwskich strzelb. Huk wystrzałów targał listopadowym powietrzem. Większość uciekających w popłochu zwierząt od razu padała pokotem na obsiane żytem pola. Inne miotały się jak oszalałe w przedśmiertelnym tańcu, biegając bezładnie po równinie, a tylko nieliczne osiągały zbawczą linię lasu. Z jednej z zagród wydostał się nieduży, kudłaty pies. Nagła kanonada odebrała mu instynkt samozachowawczy. Wystraszony biegł w kierunku stojącego nieopodal strzelca. Padł strzał. Piesek zaskomlał przeraźliwie i zaczął trzepać się gwałtownie, kilka metrów od ogrodzenia posesji. Ten swoisty festiwal zabijania obserwowali z ukrycia mieszkańcy wsi. Po zakończeniu akcji strzelecka brać ucztowała tęgo pod lasem, wznosząc toasty za łowiecki sukces. Z dumą patrzyli na trofea w postaci kilkudziesięciu skrwawionych zajęcy ułożonych w rzędy na leśnej murawie. Zabrzmiał butnie myśliwski róg obwieszczający wielkie zwycięstwo nad bezbronną zwierzyną. Mieszkający w okolicy strażnik łowiecki, uczestnik tego sławetnego polowania czerpał wodę do picia z własnej studni. Tak było do dnia, kiedy zauważył w niej strzępy zwierzęcej sierści. Podczas sondowania wydobyto z głębi pitnego źródła rozkładające się zwłoki psa, tego samego, który stracił życie z ręki myśliwego. Dziś nie te czasy. Zniknęły nie tylko wiejskie studnie. Na próżno by też, szukać hasających w zbożach zajęcy i szarych szybko biegających kuropatw. Przybyło za to myśliwych. Według różnych źródeł jest ich obecnie w kraju od stu do stu pięćdziesięciu tysięcy i stanowią zamkniętą kastę, niedostępną dla zwykłego obywatela. Cała ta armia wyposażona w nowoczesną broń palną dybie na życie zwierząt żyjących jeszcze swobodnie na polach i w lasach. Za nimi skrada się chytrze o wiele liczniejsza rzesza kłusowników nazywanych też rapcikami. Ci częściej niż strzelbą posługują się sidłami i wnykami. Kłusownicy zadają ból naszym braciom mniejszym z chęci zysku, niekiedy też z życiowej konieczności. Myśliwi zabijają dla przyjemności, z premedytacją planują uśmiercanie, zasadzając się na specjalnie wybudowanych w lasach ambonach. Strzelając z ukrycia nie dają zwierzynie żadnych szans na uratowanie życia. Zastanawiające jest to, że pierwotnemu instynktowi podlegają ludzie z tak zwanej wyższej półki. Krwawa zabawa zaspokaja potrzebę ekscytującej rozrywki leśniczym, przedsiębiorcom, dygnitarzom państwowym, a nawet ludziom kultury i nauki oraz licznej grupie rencistów i emerytów, którzy niepomni na dolegliwości podeszłego wieku wyprawiają się w pola i lasy z nadzieją na zaspokojenie prymitywnych instynktów, mających swe źródło u początków ewolucji rodzaju ludzkiego. Najgorsze w tym wszystkim jest przekonanie uczestników tych krwawych łaźni, że udział w nich jest swoistą formą nobilitacji, przynależności do uprzywilejowanej elity współczesnego społeczeństwa.

Bełchatów » Ważne sprawy
Pozorowane szlachetne intencje i rzekomo szczytne zamiary bardzo często wykorzystywane są przez sprytnych demagogów, jako, swoisty kamuflaż, dość skutecznie kryjący prawdziwe motywy, skłaniające ich do zachowań, których cywilizowany człowiek powinien się wstydzić. Jest to zjawisko w życiu społecznym tak powszechne, że formowanie listy instytucjonalnych, choćby podmiotów praktykujących tę swoistą hipokryzję mijałoby się z celem. Natomiast nie od rzeczy będzie posłużyć się przykładem potężnej społecznej korporacji, która pod zafałszowaną przykrywką altruizmu ukrywa wstydliwie żądzę zabijania. Polski Związek Łowiecki pyszni się w swym statucie, że jest zrzeszeniem osób fizycznych i prawnych czynnie uczestniczących w rozwoju populacji zwierząt łownych oraz działających na rzecz ochrony przyrody. Pięknie brzmi – prawda? Nic dodać i ująć, a jednak ciśnie się człowiekowi na usta zasadnicze pytanie. Czemu to do realizacji tych szlachetnych celów członkowie owego związku potrzebują kilkaset tysięcy dubeltówek, sztucerów i noży? Ten potężny arsenał długiej, śmiercionośnej broni stawia PZŁ w rzędzie największych organizacji paramilitarnych, liczniejszej od wielu państwowych służb mundurowych. Mimo podejmowania wielu działań dla kształtowania pozytywnego wizerunku, mniej się ludziom myśliwi kojarzą ze statutowym altruizmem, a bardziej z groźną, uzbrojoną po zęby formacją urządzającą krwawe happeningi na łonie natury. Dotyczy to szczególnie ludzi mieszkających w okolicach, gdzie koła myśliwskie urządzają słynne polowania z nagonką. Pamiętam taką rzeź sprzed lat. Wieś rzadko zabudowana ciągnęła się przy drodze biegnącej przez kompleks pól uprawnych otoczony niewielkimi lasami. Wynajęci za drobne pieniądze, nieletni chłopcy płoszyli kołatkami i okrzykami zwierzynę, wyganiając z lasu w stronę wsi. Wystrojeni w rytualne uniformy strzelcy zasadzili się wzdłuż biegnącej przez wieś drogi w oczekiwaniu na ofiary. Przerażone zające przemykały między wiejskimi zagrodami, patrząc z nadzieją na majaczące w oddali, postrzępione jęzory wychodzących w pola zagajników. Nie wiedziały, że biegną wprost pod lufy myśliwskich strzelb. Huk wystrzałów targał listopadowym powietrzem. Większość uciekających w popłochu zwierząt od razu padała pokotem na obsiane żytem pola. Inne miotały się jak oszalałe w przedśmiertelnym tańcu, biegając bezładnie po równinie, a tylko nieliczne osiągały zbawczą linię lasu. Z jednej z zagród wydostał się nieduży, kudłaty pies. Nagła kanonada odebrała mu instynkt samozachowawczy. Wystraszony biegł w kierunku stojącego nieopodal strzelca. Padł strzał. Piesek zaskomlał przeraźliwie i zaczął trzepać się gwałtownie, kilka metrów od ogrodzenia posesji. Ten swoisty festiwal zabijania obserwowali z ukrycia mieszkańcy wsi. Po zakończeniu akcji strzelecka brać ucztowała tęgo pod lasem, wznosząc toasty za łowiecki sukces. Z dumą patrzyli na trofea w postaci kilkudziesięciu skrwawionych zajęcy ułożonych w rzędy na leśnej murawie. Zabrzmiał butnie myśliwski róg obwieszczający wielkie zwycięstwo nad bezbronną zwierzyną. Mieszkający w okolicy strażnik łowiecki, uczestnik tego sławetnego polowania czerpał wodę do picia z własnej studni. Tak było do dnia, kiedy zauważył w niej strzępy zwierzęcej sierści. Podczas sondowania wydobyto z głębi pitnego źródła rozkładające się zwłoki psa, tego samego, który stracił życie z ręki myśliwego. Dziś nie te czasy. Zniknęły nie tylko wiejskie studnie. Na próżno by też, szukać hasających w zbożach zajęcy i szarych szybko biegających kuropatw. Przybyło za to myśliwych. Według różnych źródeł jest ich obecnie w kraju od stu do stu pięćdziesięciu tysięcy i stanowią zamkniętą kastę, niedostępną dla zwykłego obywatela. Cała ta armia wyposażona w nowoczesną broń palną dybie na życie zwierząt żyjących jeszcze swobodnie na polach i w lasach. Za nimi skrada się chytrze o wiele liczniejsza rzesza kłusowników nazywanych też rapcikami. Ci częściej niż strzelbą posługują się sidłami i wnykami. Kłusownicy zadają ból naszym braciom mniejszym z chęci zysku, niekiedy też z życiowej konieczności. Myśliwi zabijają dla przyjemności, z premedytacją planują uśmiercanie, zasadzając się na specjalnie wybudowanych w lasach ambonach. Strzelając z ukrycia nie dają zwierzynie żadnych szans na uratowanie życia. Zastanawiające jest to, że pierwotnemu instynktowi podlegają ludzie z tak zwanej wyższej półki. Krwawa zabawa zaspokaja potrzebę ekscytującej rozrywki leśniczym, przedsiębiorcom, dygnitarzom państwowym, a nawet ludziom kultury i nauki oraz licznej grupie rencistów i emerytów, którzy niepomni na dolegliwości podeszłego wieku wyprawiają się w pola i lasy z nadzieją na zaspokojenie prymitywnych instynktów, mających swe źródło u początków ewolucji rodzaju ludzkiego. Najgorsze w tym wszystkim jest przekonanie uczestników tych krwawych łaźni, że udział w nich jest swoistą formą nobilitacji, przynależności do uprzywilejowanej elity współczesnego społeczeństwa.

Kluki » Co się dzieje z gminą Kluki?
Co tam się dzieje? Zero informacji na BIPie, zero uchwał, protokołów z sesji.. GMINA WIDMO... halo? Jest tam kto?

Bełchatów » "WYKOŃCZYMY CIĘ NA CACY"
Firma z długoletnim doświadczeniem oferuje wykończenia i remonty pomieszczeń w zakresie: gładzie, malowania, glinka wenecka, tynki, podwieszane sufity, itp. tel. 507136001

Bełchatów » "WYKOŃCZYMY CIĘ NA CACY"
Firma z długoletnim doświadczeniem oferuje wykończenia i remonty pomieszczeń w zakresie: gładzie, malowania, glinka wenecka, tynki, podwieszane sufity, itp.

Rusiec » Re: Czy znasz tą osobę?
Nie ale znam Krzysztofa Szydlika z Jeleniej Góry. Więcej pod adresem: [LINK]

Bełchatów » Zażądał od Banku PKO BP 200 mln zł odszkodowania
Leszek Kopczyński pod koniec lat dziewięćdziesiątych był jednym z najbardziej znanych dealerów Opla w Polsce. Dziś jest bankrutem, jego majątek sprzedaje syndyk. Jak to się stało, że z znakomicie prosperującego przedsiębiorcy stał się niewypłacalny? Leszek Kopczyński stara się to wyjaśnić na swojej stronie internetowej: [LINK] „Jest to strona o tym, jak łatwo można zniszczyć w tym kraju każdego. Moją rodzinę i mnie zniszczono tylko dlatego, że odmówiłem "bankowcom" wręczenia łapówki za przedłużenie kredytu. Syn mój Piotr nie wytrzymał. Od zeszłego roku nie ma Go już wśród nas. Teraz – na ostatnim, nieludzkim etapie zniszczenia, chce się dokonać sprzedaży mojego domu za cenę mniejszą, niż …działka, na której stoi”. Na stronie są liczne skany dokumentów mających potwierdzać "historię zniszczenia", są też dokumenty dotyczące tragicznej śmierci syna. Leszek Kopczyński ocenił swoje dotychczasowe straty majątkowe i moralne na 200.000.000 zł. Do sądu wniósł zawezwanie do próby ugodowej. Stroną zawezwaną jest wspomniany Bank PKO BP. 27 marca tego roku ma odbyć się rozprawa ugodowa przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa (XVI Co 3201/11). Jeśli do ugody nie dojdzie, Leszek Kopczyński zapowiada wniesienie pozwu o odszkodowanie i zadośćuczynienie (również na kwotę 200 mln zł). Wszystko mam starannie wyliczone. Kwota 200 mln złotych nie jest wzięta z sufitu – zapewnia Leszek Kopczyński. Sprawa jest z pewnością precedensowa, gdyż nie zdarzyło się, by prywatna osoba zażądała od banku odszkodowania w takiej wysokości. Jan Wels [LINK]

Rusiec » Czy znasz tą osobę?
Wszystkie informacje pod tym adresem: [LINK]

Kleszczów » SOLPARK
Dlaczego w przebieralniach dla kobiet nie ma suszarek(niektóre zostały usunięte)

Zelów » Elementy Stalowe Kute, Automatyka do Bram!!!
Stalowe elementy kute: Groty, koszyki, liście, maskownice, klamki, szyldy, daszki plastikowe i stalowe, rozety, kule, plaskowniki oraz profile poreczowe nagniatane. !!!WSZYSTKO CO POTRZEBNE DO: BRAMY, OGRODZENIA, BALKONU W NAJLEPSZYCH CENACH!!! Automatyka do bram garazowych przesuwnych oraz skrzydlowych! Serwis GWARANCYJNY oraz POGWARANCYJNY na miejscu! ul. Wojska Polskiego 42 (Przy rynku za pasazem handlowym) 97-400 Bełchatów tel. 635 - 00 - 36

Bełchatów » Projekty Budowlane
Tel.: 791-14-14-28

Bełchatów » Kurs pilotów wycieczek
Setki odwiedzanych miejsc… tysiące poznanych osób… miliony wrażeń… daj się wyszkolić, a my damy Tobie pracę Zapraszamy na KURS PILOTA WYCIECZEK organizowany przez nasze biuro. Planowana data rozpoczęcia 4 listopad 2010 r. Koszt kursu to jedyne 737 zł, a dla studentów 677 zł oraz dodatkowe zniżki. W cenę wliczone są wykłady oraz 2 wycieczki praktyczne Łódź oraz Lwów. Jest to cena ostateczna, żadnych dodatkowych kosztów. Taniej w Łodzi nie znajdziesz. Kurs zwraca się już po 5 dniach pracy!!!!! ZAPRASZAMY Informacje: Biuro podróży O.I.S. / Biuro CZAJKA ul. Tatrzańska 21 a, Łódź, tel. 518-49-55-63 GG - 5893553 [email protected] biuroczajka.eu

Bełchatów » Pomoc osobom poszkodowanym w wypadkach
Jeżeli Ty lub ktoś z Twoich znajomych został poszkodowany w wypadku drogowym lub innym nie ze swojej winy zgłoś się do nas!!!Sprawy do 12 lat wstecz!!!Pomagamy w uzyskaniu sprzętu rehabilitacyjnego. Pomagamy również w odzyskiwaniu odszkodowań za zniszczone mienie(auta,płoty,domy itd.) Tel. 609-13-68-76 607-77-25-20

Zelów » Opieka społeczna
Jak wiadomo pomoc opieki społecznej jes bezcenna tylko czemu utrudniają życie prostym obywatelą pracują tam stare dupy obleśne i bez wykształcenia panuje tam taki syf i burdel chciałbym żeby przesegregował ktoś tą starą łaknącą i zagarniającą pieniądze dla siebie korupcja tam niezna granic

Zelów » Re: +14 ZIMNE MIESZKANIA
To co administracja za mało otrzymuje pieniędzy za czynsze, czy może składa pieniążki na przyszłe wybory? Ale jak tak dalej pójdzie to będą mieli mało wyborców . Aż sama muszę sprawdzić czy to prawda z tą temperaturą w mieszkaniach, gdyż mam pod tym adresem znajomą, a prasa płaci za każdy wydrukowany i opublikowany artykuł.

Zelów » +14 ZIMNE MIESZKANIA
Witam! Nie wiem co u Was tam się dzieje, ale słyszałem, że ludzie przeżywają koszmar w mieszkaniach ROM, ADM, czy jak to u Was się nazywa!!! W posesji przy ul. Kościuszki nr 74 ludzie w mieszkaniach mają ciepło, aż +14, +15 stopni Celsjusza. Dobrze, że jest u nich temperatura na Plusie bo mogliby mieć na Minusie :>) Ciekawe czy ktoś się tym zajmie, bo myślę, że TV zainteresowałby taki temat?

Zelów » +14 ZIMNE MIESZKANIA
Witam! Nie wiem co u Was tam się dzieje, ale słyszałem, że ludzie przeżywają koszmar w mieszkaniach ROM, ADM, czy jak to u Was się nazywa!!! W posesji przy ul. Kościuszki nr 74 ludzie w mieszkaniach mają ciepło, aż +14, +15 stopni Celsjusza. Dobrze, że jest u nich temperatura na Plusie bo mogliby mieć na Minusie :>) Ciekawe czy ktoś się tym zajmie, bo myślę, że TV zainteresowałby taki temat?

Zelów » +14 ZIMNE MIESZKANIA
Witam! Nie wiem co u Was tam się dzieje, ale słyszałem, że ludzie przeżywają koszmar w mieszkaniach ROM, ADM, czy jak to u Was się nazywa!!! W posesji przy ul. Kościuszki nr 74 ludzie w mieszkaniach mają ciepło, aż +14, +15 stopni Celsjusza. Dobrze, że jest u nich temperatura na Plusie bo mogliby mieć na Minusie :>) Ciekawe czy ktoś się tym zajmie, bo myślę, że TV zainteresowałby taki temat?

Zelów » Re: Witamy nową Użytkowniczkę
A co tu takie pustki

Zelów » Re: Witamy nową Użytkowniczkę
Witam witam

Zelów » Prawo Jazdy Sieradz SZCZEPANIAK szkolenie z charakterem
Jeśli chcesz zostać dobrym kierowcą, musisz się do tego dobrze przygotować. Wyuczone na pamięć odpowiedzi na pytania egzaminacyjne nie wystarczą. Musisz doskonale zrozumieć i potrafić zastosować przepisy ruchu drogowego w praktyce. Ośrodek Szkolenia Kierowców SZCZEPANIAK szkolenie z charakterem profesjonalnie Ci w tym pomoże! Gwarantujemy: - pierwszą godzinę zajęć gratis! - wysoki poziom szkolenia w miłej i przyjemnej atmosferze - indywidualne podejście do każdej szkolonej osoby - wykwalifikowaną kadrę instruktorską - materiały szkoleniowe gratis! - jazdy doszkalające - klimatyzowane auta takie jak na egzaminie - możliwość spłaty w ratach! Wysoki poziom szkolenia gwarancją sukcesu! 98-200 Sieradz,ul. Al.Pokoju 11c tel.506 057 350 , 506 173 345 [LINK] Zadzwoń i przekonaj się że warto!

Bełchatów » Prawo Jazdy Sieradz SZCZEPANIAK szkolenie z charakterem
Jeśli chcesz zostać dobrym kierowcą, musisz się do tego dobrze przygotować. Wyuczone na pamięć odpowiedzi na pytania egzaminacyjne nie wystarczą. Musisz doskonale zrozumieć i potrafić zastosować przepisy ruchu drogowego w praktyce. Ośrodek Szkolenia Kierowców SZCZEPANIAK szkolenie z charakterem profesjonalnie Ci w tym pomoże! Gwarantujemy: - pierwszą godzinę zajęć gratis! - wysoki poziom szkolenia w miłej i przyjemnej atmosferze - indywidualne podejście do każdej szkolonej osoby - wykwalifikowaną kadrę instruktorską - materiały szkoleniowe gratis! - jazdy doszkalające - klimatyzowane auta takie jak na egzaminie - możliwość spłaty w ratach! Wysoki poziom szkolenia gwarancją sukcesu! 98-200 Sieradz,ul. Al.Pokoju 11c tel.506 057 350 , 506 173 345 [LINK] Zadzwoń i przekonaj się że warto!

Zelów » Cos nowego?
CO POWIECIE NA OGÓLNODOSTĘNA STRZELNICĘ WIATRÓWKOWA W ZELOWIE? 

Zelów » WARSZTATY GOSPEL BEŁCHATÓW 2009
Bełchatowski Chór Gospel Schola Cantorum im. Piotra Kudyby zaprasza na I Warsztaty Gospel w Bełchatowie, które odbędą się w dniach 27.06-28.06.2009. Mamy przyjemność poinformować, że dzięki pomocy Lei Kjeldsen udało się nam zaprosić jako instruktora Wayna Elingtona -wspaniałego artystę z UK. Wszelkie informacje na stronie: [LINK] Serdecznie zapraszamy!

Zelów » Re: Majówka w Zelowie
A w ogóle gdzie są majówki w Zelowie?!w strazy?!

Zelów » Re: Majówka w Zelowie
K n

Zelów » Majówka w Zelowie
Jak spędzacie majówkę w Zelowie?

Zelów » Co nowego w Zelowie?
Co nowego dzieje sie w tym mieście?

Zelów » Witamy nową Użytkowniczkę
Witamy serdecznie w nową Użytkowniczkę w naszej skromnej witrynie!

Zelów » Re: Koncert
Również witamy i życzymy udanego koncertu!

Zelów » Koncert
    Na początek dodam , że czuję sie zaszczycony pisząc pierwszy post na tym forum Nigdy wcześniej raczej mi sie to nie przytrafiło.A pisac chce o koncercie charytatywnym, który odbędzie 24 listopada 2007 roku w Domu Kultury. Koncert będzie miał charakter  charytatywny, pomagamy bowiem małemu Kacperkowi. Zagrają m.in. UV squad, Bakflip oraz Redrum.Wszystkich serdecznie zapraszam!!!